Pamiętnik Huncwota #13

Nie mogłem w to uwierzyć. Mój pierwszy pocałunek z Lily. Czułem, jak usta mi płonęły. Nie potrafiłem, nie chciałem się od niej oderwać. Czas chyba się zatrzymał. Dla takich chwil mógłbym oddać wszystko. Dla niej mógłbym oddać wszystko. Gdy mam ją obok siebie czuję się, jakbym był kimś zupełnie innym. Lepszym. Jednocześnie będąc w każdym detalu sobą. Po raz pierwszy spotkałem się z czymś tak niezwykłym. Kiedy się ode mnie odsunęła, byłem w euforii. Uśmiech malował się na mojej twarzy. Chciałem coś powiedzieć, ale nie miałem pojęcia co. Dziewczyna bez słowa wyjaśnienia odeszła do swojego pokoju. Sam też poszedłem do dormitorium. Zastałem jedynie Remusa czytającego jakąś książkę. Położyłem się na łóżko, ale ani myślałem o pójściu spać. I tak śnię na jawie. Niedługo potem pojawili się pozostali. Opowiedziałem im o moim i Evans numerze.
-Użyliście eliksiru Łapy? Przecież my tego nie testowaliśmy nawet na normalnych zwierzętach- wściekł się Remus.
-Próbowaliśmy na mnie i jakoś żyję- bronił mnie Glizdek.
-Zawsze możemy to ująć jako test na ludziach. Lunio, już nie mów, że Ci tak zależy na zdrowiu tego Śmierciucha- poparł Syriusz.- Poza tym, moja linia kosmetyków jest niezawodna.
-Jak to, Snape jest Śmierciożercą?- zdziwił się Lupin.
Zapomniałem, że go nie było jak opowiadaliśmy z Lily naszą przygodę, więc mu wszystko dokładnie wytłumaczyłem. Na początku trochę mi nie dowierzał.
-To co, zostaje nam czekać do jutra- uśmiechnąłem się i oddałem się w objęcia Hypnosa.

Wszyscy byliśmy w jakimś miasteczku, trochę przypominało Hogsmeade, ale było zbyt ponure. Było nas dość sporo. Na czele stał Alastor Moody. Po jego lewej- Frank Longbottom i jego dziewczyna Alicja, ja z Lily po prawej. Tyły kryli Syriusz z Dorcas i Remusem. Nigdzie nie widziałem Petera i Marleny. W innej ulicy ujrzałem Andreę z braćmi Prewett i Dearbornem. Po chwili pojawili się Śmierciożercy. Było ich może z dwudziestu. Od razu zaczęliśmy walczyć. Zdążyliśmy zabić dwóch, gdy pojawił się Dumbledore, a pozostali uciekli. Moody, Andy, Gideon i Fabian wyszli bez szwanku. W końcu to najlepsi ,,wojownicy" jakich mieliśmy. Dor miała wielką bruzdę na policzku, a Lunatyk został cały poobijany. Caradoc złamał rękę. Ja, Evans i Syriusz byliśmy jedynie lekko poranieni. 
-Następnym razem mogę nie zdążyć. Musimy jakoś pojedynczo się za nich zabrać.- powiedział dyrektor.
-My bierzemy Lestrange'ów- rzekł bez namysłu Frank. 
-Zrobimy zebranie całego Zakonu i wtedy zadecydujemy.

Obudziłem się. Nie miałem pojęcia, co mogło to oznaczać, ale na pewno nie było przyjemne. Chciałem przekląć tego głupiego boga snu, chociaż nawet w niego nie wierzyłem. Za oknem nadal było ciemno, więc spojrzałem na zegarek. Chwila po szóstej. Nie opłacało się iść jeszcze spać. Wstałem, wziąłem czyste rzeczy i ruszyłem do łazienki prefektów. Wykąpałem się i wróciłem do dormitorium. Chłopaki nadal spali. Nie miałem pojęcia, co mogę ze sobą zrobić. Pomyślałem o nadrobieniu zaległości w pracach domowych. Zabrałem się za OPCM, bo czekał tam wypracowanie na temat wybranego zaklęcia niewybaczalnego  na cztery rolki pergaminu. Zajęło mi to wystarczająco dużo czasu, tak, że gdy odłożyłem gotową pracę, Remus był już na nogach, a Peter wygrzebywał się z łóżka. Obudziłem Łapę i wszyscy zeszliśmy na śniadanie. Gdy dostaliśmy kolejny list od rodziców, obiecałem sobie napisać do nich dziś. Po chwili do Wielkiej Sali wszedł Snape. Wszyscy od razu zaczęliśmy się śmiać. Włosy miał całe różowe, a skóra nabrała żółtego koloru. Spojrzałem na kadrę pedagogiczną, oni też nie mogli powstrzymać się od uśmiechu. 
-A to nie miało zadziałać tylko na włosy?- zapytał Lunatyk.
-Już znamy jego wady, mogę to skorygować.- odparł rozbawiony Syriusz.- Najlepsze jest to, że on nigdy w życiu nie dowie się o co chodzi, jeśli mu nikt nie powie. To tylko efekt wizualny. Smarkeus tego nie widzi, a my tak.- zaśmiał się. 
-To nasza robota?- zapytała niepewnie Evans.
Przytaknąłem. Chłopaki pogratulowali nam pomysłu. Slughorn, mimo poprawy samopoczucia, musiał zabrać się do wymyślenia antidotum. Co raczej nie pójdzie mu łatwo, biorąc pod uwagę, że nie zna ani jednego składnika użytego do blackowej mikstury. Nauczyciel kazał mu iść na lekcje, a sam zajął się nową pracą. My też powlekliśmy się do sal. Na lekcjach siedziałem głównie z Lilką. Po zielarstwie złapała nas Andrea.
-Za dziesięć minut w naszym miejscu, weź Łapę- rzuciła i odeszła.
Była to nasza ostatnia lekcja, więc poszliśmy do wieży po płaszcze i Blacka. Siedział w pokoju wspólnym wraz z Meadowes. 
-Windson coś od nas chce, mamy zaraz być na błoniach. 
-Ja się w to nie mieszam. Mówiłem Ci już.
Odpowiedziałem mu jakże wymownym spojrzeniem, na co on wstał.
-Daj mi parę chwil, wrócimy niedługo.- te słowa kierował już do swojej dziewczyny. 
-Nie ma mowy, idę z wami.- odparła. 
Ciepło ubrani ruszyliśmy na dwór. Było naprawdę zimno. Na szczęście śnieg nie padał. Szybko dotarliśmy za znane nam skały. Andy już tam na nas czekała. 
-Co trzeba?- wyrzucił z siebie Łapa.  
W tym samym czasie wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i poczęstowałem wszystkich. Lily spojrzała na mnie złym wzrokiem, ale nie odezwała się. Nie lubiła, gdy paliłem, a ja uwielbiałem ją tym denerwować. 
-Sprawa jest delikatna... A właściwie to są dwie.-zaczęła Andrea.
-Najpierw ta, do której jestem potrzebny.- odparł wściekle mój brat.
Posłałem mu spojrzenie z serii "później Cię zabiję".
-Dumbledore chce stworzyć organizację walczącą ze Śmierciożercami i Voldemortem. Meadowes, wiem, że byłabyś zainteresowana.- powiedziała i dała dyskretny znak dla Dorcas. 
Zastanawiałem się, skąd ona może wiedzieć takie rzeczy, skoro my nawet tego nie wiemy. 
-Jeśli jesteście zainteresowani, przyjdźcie jutro o osiemnastej do gabinetu dyrektora. Możecie wziąć kogo chcecie, byleby był zainteresowany. Im nas więcej, tym lepiej.
We czwórkę wymieniliśmy  spojrzenia. 
-IWchodzimy w to. Właśnie.. Dlaczego Ty nam to przekazujesz a nie Dumbledore?- zapytała moja dziewczyna.
-Bo dyrektor ma ważniejsze sprawy na głowie, a poza tym, jestem jego prawą ręką. 
Wszyscy spojrzeliśmy na nią niedowierzając. Wolałem teraz nie dopytywać. Dowiemy się w swoim czasie. Łapa i Dor burknęli, że przyjdą i opuścili towarzystwo.
-A ta druga sprawa?- zapytałem. 
-To ta delikatna. Musicie zaściślić więzy. W naszej szkole roi się od wyznawców Voldemorta. Na przykład Snape. James, musisz schować dumę do kieszeni. Musicie zacząć się z nim przyjaźnić, dowiedzieć wszystkiego, co planują tamci.- tu już szeptała.
-Nie ma mowy. Wczoraj wytknęłam mu jaką jest szumowiną i nie dam rady po raz drugi mu wybaczyć. Nie dam.- mówiła drżącym głosem Lily.
-Proszę, w Tobie jedyna szansa. 
Nastała głucha cisza. Wymieniliśmy  spojrzenia.
-Daj nam czas. Muszę to przemyśleć. Do jutra dam Ci odpowiedź.- powiedziała w końcu. 
Zgodziła się i odeszła. Dopiero, gdy nie była w zasięgu słuchu mogłem się odezwać. 
-Wiem, że tego nie chcesz. Nie musisz tego robić. Nikt Cię do tego nie zmusza. Naprawdę. 
-James...- przytuliła mnie- Nie wiem, czy dam radę. On może domyślić się, że coś kombinujemy. 
-Nie musisz. Zawsze możemy nadal razem go gnębić.- odparłem, a ona się zgodziła. 
Chwilę jeszcze tak razem staliśmy przytuleni, ale gdy Krukonka zniknęła w zamku, my też ruszyliśmy w jego kierunku. Zerknąłem na zegarek. Była za piętnaście siedemnasta. McGonagall. Przypomniałem o tym mojej dziewczynie i przyspieszyliśmy kroku. Nasza opiekunka czekała już na nas, gdy tam dotarliśmy. 
-Dzień dobry, pani profesor.- powiedzieliśmy jednocześnie. 
-Wejdźcie. Moglibyście wyjaśnić mi to, gdzie podziewaliście się cały wczorajszy dzień? Pierwszoroczni wzięli sobie za priorytet doprowadzenie pana Filcha i Pani Norris do szału. Liczyłam, że się nimi zajmiecie, ale was nie było.- zaczęła nauczycielka.
-Przepraszamy, to się więcej nie powtórzy. Chcieliśmy trochę odpocząć od natłoku lekcji i poszliśmy do Hogsmeade. Naprawdę przepraszamy- tłumaczyła nas Lily.
-Po panie, panie Potter, mogłam się tego spodziewać, ale nie po pannie, panno Evans. Skończy się na upomnieniu i macie dwóch uczniów na szlabanie w środę. Proponuję czyszczenie nagród z gabloty. 
Zgodziliśmy się. Cały stres zszedł ze mnie. To tylko szlaban z pierwszakami. 
-Jeszcze jedno, czy panna Windson rozmawiała z wami?- zapytała niepewnie. 
Przytaknęliśmy, a ona nas oddelegowała. Wróciliśmy do wieży i zabraliśmy się za pracę domową, bo wcale nie było jej tak mało. 

*     *     *      *     *      *      *     *     *      * 
Wiem, że dawno nic nie było, miałam ogromny zastój, ale wracam z byle rozdziałem. Ciężko mi uwierzyć, że to już 13, skoro zakładałam, że ma być ich 15. Nie martwcie się, poza tym pojawi się jeszcze kilka miniaturek podciągniętych pod Pamiętnik. Na pewno pojawi się o Dorcas, Peterze i Andrei, a jak chcecie kogoś jeszcze to piszcie :) 
Pozdrówka, A. ❤

Turniej Trójmagiczny #zadanie1

Cześć! Wiem, że dawno się nic nie pojawiało. Bardzo za to przepraszam, ale w ogóle nie mogę się zabrać do skończenia tego Pamiętnika. Nie o tym dziś. Jakiś czas temu zgłosiłam się do Turnieju Trójmagicznego na jednej ze stronek na fb. Zostałam przyjęta jako reprezentantka Hufflepuff. (Wiem, to trochę śmieszne, skoro jestem Krukonką.) Pierwsze zadanie: Opisać pojedynek ze swoim strachem. Czymś dużo gorszym niż bogin. Czyś co kryje się w czeluściach naszego serca.
Zapraszam do czytania! :)

*     *     *     *     *     *     *     *     *     *

Byłam sama. Wszystko postawione na jednej karcie, albo ja, albo ten potwór. Nie wiem, co zobaczę wchodząc do tego pomieszczenia, wolałam o tym nie myśleć. Starałam przypomnieć sobie wszystkie zaklęcia ofensywne i defensywne. Nie mam pewności czy to wystarczy. Nie chcę już dłużej czekać. Postanowiłam od razu tam wejść. Wyjęłam różdżkę i trzymałam ją w pogotowiu. Ruszyłam do przodu i otworzyłam drzwi. Nie widziałam nic. Dookoła mnie była jedynie ciemność. Nic więcej. Nie bałam się ciemności jako takiej. Bałam się tego, co mogę w niej zobaczyć.
-Lumos Maxima.- wyszeptałam,
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Tego właśnie najbardziej się obawiałam. Na ziemi leżały martwe ciała. Dopiero po chwili rozpoznałam kto to. Przed oczami miałam zwłoki wszystkich, na których mi zależy. Siostry, brat, rodzice, babcia, przyjaciółka. Leżeli. Martwi. Zabiję. Zabiję te coś, które to zrobiło. Mimo łez w oczach, chciałam jak najszybciej ich pomścić. Szalała we mnie ogromna wściekłość.
-Wychodź! Pokaż się! Chodź i walcz! Boisz się małej bezbronnej dziewczynki?!- krzyczałam.
Z ciemności wyłoniłam się ja. Tylko jakaś inna. Moje oczy nie były normalnie. Nie były już piwne, tylko złote. Wiedziałam co to oznacza.To nie byłam ja. To był potwór w moim ciele. Wyczarowałam patronusa. Srebrny wilk okrążył moje nogi i ruszył w kierunku drugiej mnie. Ona szepnęła coś, a mój wilk zrobił się złoty. Cholera.
-Expelliarmus!- krzyknęłam.
Druga ja od razu obroniła się Protego. Zaczęłam rzucać w nią zaklęciami, a ona ciągle się broniła. Nie atakowała. Trwało to dłuższą chwilę. Zaczęłam aktywnie myśleć. Mój patronus siedział przy jej nodze i ani drgnął. To niebywałe. Myśl, Ada. Myśl..
Powoli opuściłam różdżkę. Mój przeciwnik poparzył się na mnie pytająco. Schowałam ją za pasek. Zrobiłam krok do przodu. Ręce trzymałam uniesione, na znak poddania. Druga ja dalej nie drgnęła.
-Dlaczego to zrobiłaś? To Twoja rodzina. Oni by dla Ciebie zrobili wszystko. Nigdy nie pozwoliliby na to byś ucierpiała. Oni Cię kochali. Spójrz na to, co zrobiłaś. Spójrz.
Zrobiłam kolejny krok do przodu. Widziałam łzy w jej oczach. Już z nią wygrałam. Jednak nie jest aż takim potworem. Wyciągnęłam mały sztylet z zza paska. Zawsze noszę go obok różdżki. Będąc mugolakiem, nie do końca ufa się magii. Podałam go jej.
-Ada, zaufaj sobie tak jak ja ufam Tobie. Zaufaj mi, tak jak oni ufali Tobie.
Odsunęłam się od niej. Mój wilk wrócił do mnie już w srebrzystej wersji. Zamknęłam oczy. Teraz wybór należy do niej. Albo ona, albo ja. Po dłuższej chwili usłyszałam szczekanie wilka. Otworzyłam powieki. Mojego przeciwnika nie było. Na ziemi leżał mój sztylet. Patronus zniknął, a pokój cały rozjaśnił się światłem. Nic więcej nie zostało. Tylko ja.

Pamiętnik Huncwota #12

-Jesteś niesamowita, mówiłem Ci to już?- powiedziałem, gdy wychodziliśmy przez Grubą Damę. 
-Co najmniej czterdzieści sześć razy i to tylko dzisiaj.- zachichotała moja towarzyszka. 
Pokój wspólny był upchany Gryfonami. Odrabiali lekcje, czytali książki, grali w gry, wygłupiali się, albo po prostu siedzieli i gadali. Nic nowego. Wzrokiem szukałem moich przyjaciół. Syriusz, Peter, Dorcas i Marlena siedzieli na kanapie naprzeciwko kominka. Lilka od razu mnie do nich pociągnęła. Nie było dla nas miejsca. Syriusz szybko posadził Meadowes na swoje kolana. Dziewczyna burknęła z niezadowoleniem. Zająłem miejsce obok brata i również usadziłem swą dziewczynę naśladując Blacka. 
-Gdzie byliście tak długo? McGonagall jest wściekła, bo miała jakieś problemy z pierwszakami i chciała was pouczyć, żebyście ich pilnowali, ale nie mogła was znaleźć. Kazała nam przekazać, że jutro o siedemnastej macie się u niej stawić.- mówiła ciemnowłosa. 
-Szlaban murowany. Trudno. Nic nie przebije tego, co dziś przeżyliśmy, prawda Liluś?
-No, opowiedz im, widzę jak Cię kusi.- rzuciła moja ukochana. 
W ramach odpowiedzi podrzuciłem ją na kolanach parę razy, jak podczas zabawy w konia z małymi dziećmi. Ona oburzona uderzyła mnie lekko otwartą dłonią w tors. Pewnie droczylibyśmy się tak jeszcze dłużej, gdyby nie Syriusz.
-Dobra, opowiadaj- krzyknął. 
Nie pomijając żadnego szczegółu opowiedziałem całą historię. Z lekką niepewnością wspomniałem o owych śmierciożercach. Evans ciężko było już wtedy z faktem, że jej przyjaciel okazał się wysłannikiem Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Nikt na początku nie wierzył moim słowom. Pewnie wątpiliby dalej, gdyby nie zaświadczenie szatynki. Później mówiłem o tym, jak wylądowaliśmy w jakiejś kawiarni, w której spędziliśmy resztę dnia. Nie zapomniałem wspomnieć o właścicielce lokalu, która wiedziała o naszym świecie. 
-Właśnie, Lily, kim była ta kobieta?- zapytałem. 
-Pani Goodfly? To stara znajoma mojego taty. Jest czarownicą, ale zrezygnowała z życia w naszym świecie, ponieważ zakochała się w mugolu. To bardzo piękna historia, chcecie jej posłuchać? 
-Jasne- zaaprobowałem.
-To wiecie co, ja zabieram moją damę i idziemy do dormitorium.- rzucił Łapa.
Posłałem mu znaczące spojrzenie, które tak dobrze nam znane, nie było zauważone przez nasze kobiety. 
-No, my też idziemy, Peter obiecał mi, że razem pouczymy się transmutacji.- powiedziała, wiecznie uśmiechnięta McKinnon. 
Pożegnaliśmy się z nimi i znowu zostaliśmy sami. Rzuciłem okiem po pomieszczeniu. Nie tylko oni postanowili je opuścić. Mimo tak wczesnej pory wielu uczniów już udało się do swoich sypialni. W taki sposób pozostała nas nieliczna grupa, z której większa część siedziała jeszcze nad lekcjami. Mój wzrok skupił się na damie mego serca. Ona też wpatrywała się we mnie. Dopiero po chwili odwróciła wzrok i zapytała.
-Nadal chcesz poznać tą historię?
-Mam lepszy pomysł- powiedziałem i chwyciłem ją za rękę.- Trochę się zabawimy.
Pociągnąłem ją za sobą. Półbiegiem prowadziłem ją do dormitorium. Lily szybko zaczęła wykręcać rękę.
-Puść! Co Ty wyprawiasz?
-Cii, idziemy tylko na chwilę. Muszę coś wziąć- rzuciłem i zostawiłem ją przed drzwiami.
Wpadłem do pokoju, w którym siedział Glizdek z blondyną. Kusiło mnie, żeby jakoś zażartować, ale nie miałem na to czasu. Wyjąłem z kufra pelerynę-niewidkę i naszą mapę. Szybko wróciłem do Evans, która nawet nie zdążyła za mną zatęsknić.
-Co Ty znowu wymyśliłeś?- zaśmiała się.
-Patrz- powiedziałem, otworzyłem pusty pergamin i stuknąłem w niego różdżką.- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Pusty pergamin szybko zaszedł atramentem. Wyrysowały się ścieżki i nazwiska. Lily patrzyła na to z tak wielkim zdziwieniem, jakby pierwszy raz widziała magię.
-To Mapa Huncwotów. Stworzyliśmy ją we czwórkę- tłumaczyłem.- Szukaj Snape'a.
-Jest! Idzie do łazienki prefektów.
Uśmiechnąłem się i znów mocno chwyciłem ją za rękę. Schowałem mapę i narzuciłem na nas pelerynę. Szybko pociągnąłem ją w stronę wyjścia.
-Mamy mało czasu. Jeszcze musimy zajść w jedno miejsce.
Uwielbiałem trzymać ludzi w niepewności. Chciałem nauczyć ją tej satysfakcji i pewności siebie. Nie wiem dlaczego, chciałem by poczuła, jak to jest. Biegliśmy na siódme piętro. Zatrzymaliśmy się naprzeciw gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i trollami. Wyszedłem spod peleryny i szepnąłem, żeby zaczekała. Przeszedłem wzdłuż ściany myśląc jedynie o huncwockim laboratorium. Za ostatnim razem na ścianie pojawiły się drzwi. Rozkazałem jej iść za mną. Weszliśmy do środka. Gryfonka ściągnęła pelerynę-niewidkę. 
-Niesamowite. Co to za miejsce? 
-Pokój "Przychodź- Wychodź". Dopiero rok temu go odkryliśmy- mówiłem, jednocześnie szukałem fiolki z eliksirem wymysłu Syriusza.- Tu spokojnie możemy eksperymentować. Jest!- krzyknąłem szczęśliwy, gdy znalazłem poszukiwany przedmiot.- Idziemy.
-Gdzie? Co Ty chcesz zrobić? Co to jest?- zasypała mnie pytaniami. 
Znowu zarzuciłem na nas pelerynę i wybiegliśmy. Cieszyłem się, że łazienka prefektów znajduje się już na piątym piętrze. Gdy dotarliśmy na miejsce przed drzwiami, postanowiłem jej wszystko wyjaśnić. Najpierw wyjąłem Mapę, by upewnić się, że nasz cel znajduje się w środku. 
-To jest nasz eksperyment. Nie próbowaliśmy jeszcze go na ludziach, nie było okazji. Wystarczy, że wlejemy to do basenu, w którym pływa Smark i gotowe. Efekty będziemy podziwiać jutro. 
-Kolejny wasz głupi żart?
-Nie, to nasz żart. Zaufaj mi. Chyba chcesz się na nim zemścić?
Pokiwała głową na zgodę. 
-Robimy tak. Wejdziemy tam jednocześnie. Ja pod pelerynką, Ty tak normalnie. Wejdziesz, powiesz, że nie wiedziałaś, że ktoś będzie i pogadasz jeszcze trochę. Ja szybko wleję zawartość fiolki do basenu i jak będę wychodzić to Cię lekko szturchnę. To będzie znak do wyjścia. Ok?
Ponownie pokiwała głową. Jak zaplanowałem, tak zrobiliśmy. Wślizgnąłem się do łazienki zaraz za Evans. Niezauważenie wlałem eliksir do wody, gdy Snape skupił swoją uwagę na mojej towarzyszce. Ona również perfekcyjnie wykonała swoje zadanie. Przepraszała go za to, że przerwała mu w kąpieli i obiecała być ostrożniejsza następnym razem. W tym momencie szturchnąłem ją i wyszliśmy z łazienki. Dziewczyna wślizgnęła się po pelerynę i zaczęła się śmiać. 
-Niewiarygodne, że to zrobiłam. To było takie... ekscytujące!
-Cii, chodź, wracamy do pokoju- powiedziałem i złączyłem nasze palce. 
Szybkim krokiem wracaliśmy do wieży Gryffindoru, nie spieszyło nam się, ale nie chcieliśmy być przyłapani. Zapatrzyłem się w moją towarzyszkę i niechlujnie potknąłem o Panią Norris. Kotka wydała z siebie doniosły dźwięk, który odbił się krzykiem Filcha.
-Pani Norris? Złapałaś jakiś uczniów? Już idę, kochana. 
Trzeba uciekać. Tym razem to Lily chwyciła moją dłoń mocniej i zaczęła biec. Na szczęście, nie mieliśmy już dużo do pokonania. Mógłbym rzec, że ostatnia prosta, ale wciąż mieliśmy na karku tego obrzydliwego starucha. Szybko znaleźliśmy się przed Grubą Damą, która aktualnie była zajęta czesaniem swoich włosów.
-Truskawkowa galaretka- wyszeptałem hasło. 
Przejście otworzyło się, a my prędko wpadliśmy do środka. Ściągnąłem z nas pelerynkę i oparłem o ścianę  dysząc. Lily lekko się zaczerwieniła, cały czas wpatrywała we mnie. 
-Jesteś niesamowita- powiedziałem z uśmiechem.
-To Ty jesteś niesamowity- odparła i mnie pocałowała.

*     *     *     *     *     *     *     *     *     *

Wiem, że długo mnie nie było, ale mam zastój twórczy. Nie potrafię nic napisać. Po prawie miesiącu udało mi się wykrzesać ten rozdział. Nie jest za dobry. Nie wiem, kiedy pojawi się następny, ale staram się pisać jak najszybciej. Cieszę się, że trwacie ze mną do końca, który nieuchronnie nadchodzi wielkimi krokami. 
Pozdrawiam, A. 

Pamiętnik Huncwota #11

Nie mogłem uwierzyć w to, co miało dziś nastąpić. Ja, Evans, Hogsmeade. Randka. Po tak długim czasie w końcu się zgodziła. Nie ma nic, co bardziej by mnie cieszyło. Stałem w pokoju wspólnym i czekałem na moją piękność. Miałem na sobie czarne spodnie, niebieską koszulę i płaszcz. Po pięciu minutach usłyszałem tupot butów na schodach. Wyglądała zniewalająco. Miała na sobie jeansy, żółty sweter i ciemny płaszczyk. Włosy spięła w warkocz. Nie mogłem się napatrzeć. Niby tak jak zawsze, a jednak lepiej. Wziąłem ją pod rękę.
-Wyglądasz pięknie.- szepnąłem jej do ucha.
Na dworze było chłodno. Pierwszy śnieg już opadł, a chmury spowiły niebo. Szliśmy śmiejąc się i opowiadając historie, w których jedno z nas nie uczestniczyło. To ona, to ja. Nadal nie potrafiłem nacieszyć się samą jej obecnością, mimo tak trudnych czasów. Trzeba było uważać co, gdzie i przy kim się mówi. W końcu od siedmiu lat żyliśmy w stanie wojny z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Staraliśmy się o tym nie rozmawiać. Nawet się nie zorientowaliśmy, gdy byliśmy już w Hogsmeade. Kierowaliśmy się ku Trzem Miotłom, gdy przed nami wyrosły dwie zakapturzone postaci. Skręciliśmy w boczną uliczkę, ale oni podążyli za nami. Wiedziałem, co się święci. Śmierciożercy. Wyciągnąłem różdżkę i Lilka zrobiła to samo. Staraliśmy się udawać, że ich nie widzimy. Zza rogu wyszedł kolejny. Stanęliśmy. Oni też. Evans popatrzyła się na mnie przerażonymi oczami. Sam nie wiedziałem, co zrobić. Czekaliśmy na ich ruch. Jeden ze Śmierciożerców, którzy szli za nami, podszedł bliżej nas. 
-Proszę, proszę. No i mamy słynnego Pottera i jego szlamę Evans. Tyle lat temu skończyłem tą nędzną szkołę, ale dalej słyszę, co się w niej dzieje.- powiedział i zdjął kaptur.


Nie miałem problemu z rozpoznaniem go. To Lucjusz Malfoy. Malfoyowie to jeden z najstarszych rodów czarodziejów. Kiedyś jego rodzice przyjaźnili się z moimi. Przestali nas odwiedzać, odkąd trafiłem do Gryffindoru, a nie Slytherinu. Byli tak bardzo zawiedzeni. Szybko skojarzyłem fakty. Lucjusz ożenił się z Narcyzą, kuzynką Syriusza. Jest Śmierciożercą. Więc osobą stojąca po jego prawicy musi być jego małżonka. Narcyza jest Śmierciożercą! Wciąż zapominam, że tylko Syriusz to ten dobry. Po chwili i ona zdjęła kaptur i odsłoniła swoje piękne, długie, blond włosy. Nie pomyliłem się.
-Czego on nas chcecie?- rzuciłem. 
-Ty i Twoi, pożal się Merlinie, kumple jesteście najlepszymi czarodziejami w Hogwarcie. Chyba już wiesz, co mam na myśli.
-Skąd..- nie zdążyłem skończyć.
-Pytasz, skąd to wiem, a stąd- rzekł i wskazał trzecią zakapturzoną postać. 
Śmierciożerca zdjął kaptur i oboje poznaliśmy kto to. Severus Snape. To dlatego tak opowiadał Lily o Sami-Wiecie-Kim i jego wysłannikach. Dziewczyna, nie myśląc nic, pognała i przytuliła się do wroga. Wciąż zapominałem o tym, że nadal są przyjaciółmi. Poczułem się zdradzony. 
-Widzisz, Potter, Twoja szlama już wybrała, po której woli stać stronie. Twoja kolej- rzucił Malfoy.
Na te słowa Lilka odsunęła się od Smarka i znowu podeszła w moją stronę. Minęła mnie i stanęła twarzą w twarz z Lucjuszem. Różdżkę trzymała wyciągniętą w jego stronę. 
-Możesz mnie nazywać jak chcesz, ale nigdy w życiu nie będę takim tchórzem jak Ty. Nigdy z życiu nie stanę po tej złej stronie, tylko dlatego, że tak jest dla mnie wygodniej. Może i jestem szlamą, ale nigdy nie zniżę się do Twojego poziomu- wycedziła i zwróciła się twarzą do swojego przyjaciela.- Myślałam, Sev, że chociaż raz postąpisz słusznie. Jesteś takim samym tchórzem jak oni!- rzuciła wskazując Malfoy'ów.
Po raz pierwszy słyszałem u niej taką gorycz i stanowczość. Snape podniósł dumnie głowę do góry.
-Żadna szlama nie będzie mi mówić, co mam robić.- rzekł.
Nie wierzyłem własnym uszom. Obraził ją po raz drugi. Podniosłem rękę i rzuciłem w niego Drętwotą. Evans chwyciła mnie za rękę. Poczułem podskok w żołądku i zrobiło mi się czarno przed oczami. Zamrugałem kilka razy i byliśmy już w zupełnie innym miejscu. Ulica jakiegoś małego mugolskiego miasteczka.
-Lily.. Ty byłaś niesamowita.. Znaczy jesteś... Znaczy...- nie potrafiłem się wysłowić. 
-Cicho- stanowczość nie znikła z jej głosu.- Chyba coś mi obiecałeś, zanim, no. 
-Ale nawet nie wiem, gdzie jesteśmy. Nigdy nie chodziłem po mugolskich ulicach.
-Chodź, pójdziemy na kawiarni- pociągnęła mnie za sobą.- Zawsze w wakacje przyjeżdżaliśmy tu z rodzicami na kawę i ciastko. Później chodziliśmy po pięknie oświetlonych starych uliczkach. 
Weszliśmy do jednych z drzwi jakiejś kamienicy. Wszystko miało taki fajny klimat. Poczułem się, jakbym cofnął się w czasie o trzydzieści lat. Usiedliśmy do jednego ze stolików i wzięliśmy karty. Nie znałem ani jednej z tych nazw, więc zamawianie pozostawiłem mojej towarzyszce. Kiedy kelnerka odeszła od nas, mogłem spokojnie zacząć rozmawiać.
-Lilka.. przykro mi. Nie sądziłem, że Snape... no wiesz.- wolałem nie wypowiadać tych słów.
-Przestań. Dobrze wiedziałam, że tak to się skończy. Zresztą..- nie dokończyła, bo z oczu popłynęły jej łzy.
Szybko objąłem ją ramieniem. Ona wtuliła się w mój tors. Tak bardzo chciałem ją ochronić przed całym złem tego świata. Przed Snape'm. Przed Voldemortem i jego ludźmi. Przed bólem i cierpieniem. Przed samym sobą. Już przekonałem się na własnej skórze, jak bardzo potrafię ranić. Ostatnią rzeczą jaką chciałbym teraz zrobić, to ją zranić po raz drugi. Czułem jak moja koszula robi się mokra. Delikatnie chwyciłem jej brodę i podniosłem do góry tak, że teraz patrzyliśmy sobie w oczy. Jej były całe zaczerwienione.
-Lily, nie płacz. Nie jest tego wart. Pamiętaj, jesteś silniejsza niż myślisz.- wypowiedziałem, a jej wzrok błądził po moich ustach.
Wiedziałem co to oznacza, ale nie chciałem psuć tej chwili. Tej ciszy, która nastała między nami. Zbyt dużo niewypowiedzianych słów. Oboje czuliśmy tą przepaść, która z każdą chwilą zmniejszała się o mile. Wreszcie poczułem, że miedzy nami nie ma już nic, że wystarczy zrobić krok. Chciałem pokonać ten dystans, ale kelnerka znów wróciła do naszego stolika. Odsunęliśmy się od siebie jak poparzeni. Dostaliśmy dwie kawy i jakieś ciasto. Nie znałem się na mugolskim jedzeniu. Dziewczyna wzięła filiżankę do ręki i upiła mały łyk. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Ona zaś wpatrywała się w swój napój.
-Nie tak wyobrażałam sobie naszą pierwszą randkę.- powiedziała w końcu, dorzucając lekki uśmiech.
-Nie tylko Ty.- zaśmiałem się bez cienia radości.- Przynajmniej będziemy mieć co dzieciom opowiadać.
-Albo chociaż przyjaciołom- odparła i szybko zmieniła temat.- Zauważyłeś, że ostatnio Remus jest trochę bardziej skryty i jakoś zbyt często zaszywa się w bibliotece. Trochę mnie to niepokoi.
-To przez Glizdogona, a właściwie Marlenę. Chyba wiesz, co mam na myśli.
Przytaknęła. Później rozmawialiśmy głównie o szkole. Nie wracaliśmy do tematu Snape'a czy Śmierciożerców. Gdy opróżniliśmy nasze filiżanki i talerzyki, przypomnieliśmy sobie, że nie mamy mugolskich pieniędzy.
-Poczekaj, załatwię to- powiedziała moja towarzyszka.
Wyjęła galeon z kieszeni i zawołała kelnerkę. Szepnęła jej to i owo. Ta pomknęła na zaplecze i wróciła z jakąś kobietą. Mogła być około pięćdziesiątki.
-Dzień dobry, pani Goodfly. Takie z nas dziś niezdary i zapomnieliśmy funtów. Czy moglibyśmy zapłacić galeonami?
-Witaj, kochana. Nic nie szkodzi. Daj mi tą monetę i zmykajcie szybciutko, bo już bardzo późno.
Kobieta miała rację. Na zegarku widniała już godzina osiemnasta. Od trzech godzin powinniśmy być w zamku. Lily podała kobiecie galeona i grzecznie się pożegnała. Wyszliśmy z kawiarni. Uderzył w nas powiew zimowego wiatru.
-Zadziwiasz mnie, Lily. Z każdą chwilą coraz bardziej.
Splotła nasze palce i zamknąłem oczy. Poczułem znajomy podskok w żołądku. Gdy ponownie podniosłem powieki, staliśmy już w Hogsmeade. Nie mogliśmy iść ścieżką, bo wrota były już zamknięte, a Filch zaraz by nam wlepił szlaban. Poprowadziłem dziewczynę do Miodowego Królestwa.

*     *     *     *     *      *     *     *      *     *
Cześć, kochani! Wiem, że długo mnie nie było. Mam nadzieję, że rozdział jest w miarę ok.. Nie wiem, kiedy pojawi się następny, pewnie nieprędko, ale postaram się jak najszybciej. 
Przepraszam.
Buziaki, A.

LBA

Dziękuję Gin z Nowa historia HP za nominację do Liebster Blog Award.

Chyba każdy wie, co to jest, więc nie będę pisać :)

1.Jaką książkę ostatnio przeczytałeś/ przeczytałaś?
Ostatnio przeczytałam Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Bitwa w Labiryncie. Serdecznie polecam! 

2.Skąd wziął się pomysł na Twojego bloga?
Od lat już piszę. Zawsze to były blogi o Lunie i George'u. Usuwając moją ostatnią historię (naprawdę była kiepska), chciałam stworzyć coś swojego, coś czego nie ma. Tak powstały Hogwarckie tajemnice, czyli opowiadania z każdego pokolenia + miniaturki. 

3.Twoje ulubione danie?
Trochę nie typowe, bo sushi. Chociaż uwielbiam polską kuchnię, w szczególności w wykonaniu mojego taty. 

4.Ulubiona liczba?
Trochę Was zadziwię, bo 13. 

5.Uprawiasz jakiś sport? Jak tak, to jaki?
WF się liczy? Taki żarcik ;p. Może nie uprawiam takiego sportu. Grywam w koszykówkę (mówią mi, że jestem w tym dobra), ale lubię też biegać.

6.Jakie masz hobby?
Czytam książki, troszkę piszę (jak widać), a tak to raczej nic.

7.Kot czy pies?
Mam trzy koty w domu, ale moje serce skradł mi mój pies- Psiuk (tata wymyślał) :3

8. Ulubione części HP?
Zdecydowanie Czara Ognia i Książę Półkrwi.

9. Ulubione książki?
Na pewno Harry, Percy Jackson, Niezgodna, Dary Anioła i Diabelskie Maszyny, ale także moja ukochana Niebo jest wszędzie i Kroniki Bane'a.  

10.Do jakiego kraju chciałbyś/ chciałabyś pojechać?
Na pewno do Stanów i Japonii przede wszystkim, ale chciałabym zwiedzić cały świat :)

11. Masz zwierzaka?
Jak wyżej wspomniałam, mam trzy koty i psa :3

Ja nie nominuję nikogo. 

Przy okazji przeproszę za brak rozdziału przez tak długi czas, ale jakoś nie potrafię teraz nic napisać. Przepraszam, postaram się coś dodać w następnym tygodniu, ale będzie kiepskie.. 
Do przeczytania, A. 

Spis treści

Pamiętnik Huncwota
#12
#13
#14
#15
Miniaturki:
Tajemnice Dorcas

Pamiętnik Huncwota #10

Obudziły mnie pospieszne kroki pani Poppy. Zasnąłem na taborecie z głową na łóżku Lily. Dziewczyna nadal słodko spała. Uniosłem wzrok i zauważyłem, że kilka łóżek dalej siedzi poraniony Remus. Wstałem z krzesła i poczułem ból w plecach. Przespanie całej nocy w pozycji siedzącej nie było moim najlepszym pomysłem. Właśnie przypomniałem sobie o tym, jak tu w ogóle trafiłem. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Ruszyłem w stronę przyjaciela, który obrzucił mnie pytającym spojrzeniem. 
-Jak się trzymasz? Miałem później wrócić do was, ale nie mogłem jej zostawić samej. Rozumiesz?- spytałem. 
Przytaknął. Może powinienem go przeprosić, ale nie czułem wcale poczucia winy. Dzięki temu, że nie dołączyłem do nich, stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Nadal to do mnie nie dociera. Lily. Moja Lily. 
-Musiałem jej powiedzieć o wszystkim. No i jeszcze dorzuciłem parę spraw. W sumie to wyszliśmy na prosto.- nie ukrywałem swojego entuzjazmu.
-Widać.- rzucił takim przyduszonym głosem.- Chłopaki mi opowiedzieli, co się wydarzyło. Tak bardzo mi przykro... 
-Weź, przestań. Nie mogłeś nad tym panować. To nie Twoja wina.- zawsze byłem słaby w pocieszaniu. 
Jako odpowiedź posłał mi krzywy uśmiech. Odwzajemniłem go, ale bardziej szczerze. Zerknąłem jeszcze raz na Lilkę. Właśnie się budziła. 
-Dzień dobry, kochana.- powiedziałem, posyłając jej ciepłe spojrzenie.- Zostawię was samych. Widzimy się na transmutacji. 
Wyszedłem, zostawiając ich na pastwę siebie samych. Miałem jeszcze półtorej godziny do rozpoczęcia zajęć. Postanowiłem, jak zwykle, się wykąpać. Od razu ruszyłem do łazienki prefektów. Odświeżony zszedłem na śniadanie do Wielkiej Sali. Usiadłem obok Syriusza. W tym samym momencie nadleciały sowy z pocztą. Nasz domowy ptak zrzucił nam list. Od roku mama wysyłała dla nas wspólne przesyłki. Tak, jak ja traktowałem Łapę jak brata, tak ona traktowała go jak syna. Black zajął się listem, bo właśnie do pomieszczenia wchodziły moje dwie kobiety. Rozmawiały ze sobą. To nie wróżyło dobrze. Andy przesłała mi buziaka i usiadła do stołu Ravenclaw'u, a Lilka dosiadła się do dziewczyn. Posłała mi jedynie porozumiewawcze spojrzenie. Chciałem coś do niej powiedzieć, ale Syriusz ciągnął mnie za rękaw.
-Chodź, nie mam ochoty na kolejny szlaban u McGonagall, a jeszcze musimy iść na górę po książki.
Razem wyszliśmy z Wielkiej Sali. Poszliśmy do wieży Gryffindoru po rzeczy, a zaraz potem ruszyliśmy pod salę transmutacji. Na korytarzu spotkałem Andreę z Sybillą, które -na moje nieszczęście- też zdają ten przedmiot na OWUTEMach. Uśmiechnąłem się do nich krzywo. Chyba powinienem podejść i się jakoś przywitać, ale moje nogi były jak z ołowiu. Nie potrafiłem ruszyć się z miejsca. Tym bardziej, że zza rogu wyłoniła się nasza trójca święta Gryfonek. Zaraz za nimi szła bura kotka. Minerva McGonagall. Nauczycielka weszła do klasy, a my zaraz za nią. Zajęliśmy z Łapą miejsce za Frankiem i Alicją. Kocica wskoczyła na katedrę i w jednej chwili stała się człowiekiem. 
-Zaczniemy od podstaw.- zaczęła swoim doniosłym, poważnym głosem.- Longbottom, sądzę, że już potrafisz wyrecytować prawa Grampa. Nie mylę się?
-Ależ nie, pani profesor.- Frank szybko podniósł się z miejsca.- Pierwsze: przetransmutować można każde ciało stałe, ciecz, plazmę i gaz oraz materię i niematerię. Drugie: Każdy obiekt można dowolnie poddawać działaniu transmutacji.- wypowiedział bez zająknięcia. 
-Wyśmienicie. Usiądź.- powiedziała.- To teraz pan Potter. Wymień wyjątki od tych praw. 
Wstałem i posłałem jej huncwocki uśmieszek. 
-Oczywiście są to różdżki, duchy, jedzenie, picie, metale szlachetne, pieniądze. 
Nie czekając na pozwolenie, usiadłem. 
-Panna Evans powie nam, o czym zapomniał pan Potter.
Lily nieśmiało podniosła się i spojrzała na mnie. Oddałem spojrzenie. 
-James zapomniał o próżni i... zapomniał o uczuciach, pani profesor. 
Nauczycielka nakazała jej ręką usiąść. Zyskaliśmy pięć punktów. Nie wiem, czy to była jakaś sugestia, czy coś w tym stylu, ale naprawdę wybiła mnie z rytmu. McGonagall dalej prowadziła lekcję, ale ja zastanawiałem się, jak rozwiązać problem z Andreą. Przecież nie mogłem czekać bezczynnie, tym bardziej teraz, gdy już wiem o uczuciach Lilki. Egh.. Reszta lekcji minęła jakoś szybciej. Wychodząc, dogoniłem Evans. 
-Jak się czujesz?
Wciąż pamiętałem, że to przeze mnie spędziła noc w skrzydle szpitalnym. Wciąż pamiętałem, jak ją poraniłem. 
-Dobrze. Nawet lepiej.- powiedziała.
Przesunęła kciukiem po mojej dłoni. Nie połączyła naszych palców. Mimo tłumu, ktoś mógłby to zobaczyć. Poczułem motylki w brzuchu. Możliwe, że trochę się zarumieniłem.
-To co, Evans, umówisz się ze mną?- rzuciłem z uśmiechem. 
Zaśmiała się, ale nawet nie miała możliwości odpowiedzieć. Za nami stała dobrze znana mi Krukonka. Kipiała ze złości.
-Ja tu się zastanawiam, co zrobiłam, że ze mną nie rozmawiasz, a ty tu w najlepsze flirtujesz sobie z tą rudą żmiją?! Jak możesz?! Tak Ci ufałam...- chyba popłynęły jej łzy, ale nie byłbym tego pewny.- To koniec, James. Nie chcę Cię znać!
Słowa ugrzęzły mi w gardle. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Stałem jak wryty, gdy moja była dziewczyna odchodziła ze swoją przyjaciółką. Powinienem się cieszyć, a byłem tak zdziwiony. Poczułem ciepły oddech na swojej szyi.
-Nie musisz dziękować.- wyszeptała Lily i odeszła. 

*           *          *

Siedzieliśmy we czwórkę i odrabialiśmy pracę domową z obrony przed czarną magią. Po raz pierwszy podeszły do nas dziewczyny i się dosiadły. Lily usiadła obok mnie, Marlena przy Peterze, a Dorcas stanęła trochę dalej, jakby nie chciała spędzać z nami czasu. Było widać wyraźne zmęczenie na jej twarzy. Syriusz automatycznie wstał i do niej podszedł. Byli niebezpiecznie blisko siebie.
-Dor, możemy pogadać? Proszę..- mówił błagalnym tonem.
-Dasz mi w końcu spokój? Kiedy do Ciebie dotrze, że nie chcę z Tobą gadać?- rzuciła oschle. 
-Nie dam Ci spokoju. Chyba, że ze mną porozmawiasz.- mój przyjaciel nadal był spokojny. 
Dziewczyna mruknęła coś na zgodę i wyszli. Nie miałem zamiaru czekać na to, aż Łapa wróci i mi o tym opowie. Postanowiłem dowiedzieć się jak najwięcej. 
-Marlena, co jest z Meadowes?- zapytałem.
-Egh...- mruknęła.- tajemnice. Wiem jedynie, że nie chce mieszać w to Syriusza.- przewróciła oczami. 
Wolałem się nie wgłębiać. Peter przysunął się bliżej blondynki. Już dawno zauważyłem, że to on wygrał rywalizację o nią. Chociaż Lunio sam zrezygnował. Oddał ją mu. Nie wiem, co było powodem jego zachowania. Mimo to, widziałem, że McKinnon od początku była bardziej zainteresowana Glizdkiem.  Ich związek pozostawał kwestią czasu. Przestałem się nad tym zastanawiać. Obok mnie siedziała moja ukochana. Połączyłem nasze dłonie pod stołem. 




*     *     *     *     *     *     *     *     *     *

Wiem, że dawno nic nie dodawałam, ale w końcu wróciłam. Postanowiłam nadrobić zaległości w czytaniu i przez to zapomniała o pisaniu. Zaczęłam też tworzyć miniaturkę o Dorcas ,oczywiście nawiązującą do Pamiętnika (chyba każdy chce poznać jej tajemnice).
Rozdział jest krótszy, ale grunt, że jest xD
Dziękuję Nikoli, że została moją betą! ♥

Statystyka

123 Lorem ipsum

Popularne posty

Obserwatorzy