Pamiętnik Huncwota #13

Nie mogłem w to uwierzyć. Mój pierwszy pocałunek z Lily. Czułem, jak usta mi płonęły. Nie potrafiłem, nie chciałem się od niej oderwać. Czas chyba się zatrzymał. Dla takich chwil mógłbym oddać wszystko. Dla niej mógłbym oddać wszystko. Gdy mam ją obok siebie czuję się, jakbym był kimś zupełnie innym. Lepszym. Jednocześnie będąc w każdym detalu sobą. Po raz pierwszy spotkałem się z czymś tak niezwykłym. Kiedy się ode mnie odsunęła, byłem w euforii. Uśmiech malował się na mojej twarzy. Chciałem coś powiedzieć, ale nie miałem pojęcia co. Dziewczyna bez słowa wyjaśnienia odeszła do swojego pokoju. Sam też poszedłem do dormitorium. Zastałem jedynie Remusa czytającego jakąś książkę. Położyłem się na łóżko, ale ani myślałem o pójściu spać. I tak śnię na jawie. Niedługo potem pojawili się pozostali. Opowiedziałem im o moim i Evans numerze.
-Użyliście eliksiru Łapy? Przecież my tego nie testowaliśmy nawet na normalnych zwierzętach- wściekł się Remus.
-Próbowaliśmy na mnie i jakoś żyję- bronił mnie Glizdek.
-Zawsze możemy to ująć jako test na ludziach. Lunio, już nie mów, że Ci tak zależy na zdrowiu tego Śmierciucha- poparł Syriusz.- Poza tym, moja linia kosmetyków jest niezawodna.
-Jak to, Snape jest Śmierciożercą?- zdziwił się Lupin.
Zapomniałem, że go nie było jak opowiadaliśmy z Lily naszą przygodę, więc mu wszystko dokładnie wytłumaczyłem. Na początku trochę mi nie dowierzał.
-To co, zostaje nam czekać do jutra- uśmiechnąłem się i oddałem się w objęcia Hypnosa.

Wszyscy byliśmy w jakimś miasteczku, trochę przypominało Hogsmeade, ale było zbyt ponure. Było nas dość sporo. Na czele stał Alastor Moody. Po jego lewej- Frank Longbottom i jego dziewczyna Alicja, ja z Lily po prawej. Tyły kryli Syriusz z Dorcas i Remusem. Nigdzie nie widziałem Petera i Marleny. W innej ulicy ujrzałem Andreę z braćmi Prewett i Dearbornem. Po chwili pojawili się Śmierciożercy. Było ich może z dwudziestu. Od razu zaczęliśmy walczyć. Zdążyliśmy zabić dwóch, gdy pojawił się Dumbledore, a pozostali uciekli. Moody, Andy, Gideon i Fabian wyszli bez szwanku. W końcu to najlepsi ,,wojownicy" jakich mieliśmy. Dor miała wielką bruzdę na policzku, a Lunatyk został cały poobijany. Caradoc złamał rękę. Ja, Evans i Syriusz byliśmy jedynie lekko poranieni. 
-Następnym razem mogę nie zdążyć. Musimy jakoś pojedynczo się za nich zabrać.- powiedział dyrektor.
-My bierzemy Lestrange'ów- rzekł bez namysłu Frank. 
-Zrobimy zebranie całego Zakonu i wtedy zadecydujemy.

Obudziłem się. Nie miałem pojęcia, co mogło to oznaczać, ale na pewno nie było przyjemne. Chciałem przekląć tego głupiego boga snu, chociaż nawet w niego nie wierzyłem. Za oknem nadal było ciemno, więc spojrzałem na zegarek. Chwila po szóstej. Nie opłacało się iść jeszcze spać. Wstałem, wziąłem czyste rzeczy i ruszyłem do łazienki prefektów. Wykąpałem się i wróciłem do dormitorium. Chłopaki nadal spali. Nie miałem pojęcia, co mogę ze sobą zrobić. Pomyślałem o nadrobieniu zaległości w pracach domowych. Zabrałem się za OPCM, bo czekał tam wypracowanie na temat wybranego zaklęcia niewybaczalnego  na cztery rolki pergaminu. Zajęło mi to wystarczająco dużo czasu, tak, że gdy odłożyłem gotową pracę, Remus był już na nogach, a Peter wygrzebywał się z łóżka. Obudziłem Łapę i wszyscy zeszliśmy na śniadanie. Gdy dostaliśmy kolejny list od rodziców, obiecałem sobie napisać do nich dziś. Po chwili do Wielkiej Sali wszedł Snape. Wszyscy od razu zaczęliśmy się śmiać. Włosy miał całe różowe, a skóra nabrała żółtego koloru. Spojrzałem na kadrę pedagogiczną, oni też nie mogli powstrzymać się od uśmiechu. 
-A to nie miało zadziałać tylko na włosy?- zapytał Lunatyk.
-Już znamy jego wady, mogę to skorygować.- odparł rozbawiony Syriusz.- Najlepsze jest to, że on nigdy w życiu nie dowie się o co chodzi, jeśli mu nikt nie powie. To tylko efekt wizualny. Smarkeus tego nie widzi, a my tak.- zaśmiał się. 
-To nasza robota?- zapytała niepewnie Evans.
Przytaknąłem. Chłopaki pogratulowali nam pomysłu. Slughorn, mimo poprawy samopoczucia, musiał zabrać się do wymyślenia antidotum. Co raczej nie pójdzie mu łatwo, biorąc pod uwagę, że nie zna ani jednego składnika użytego do blackowej mikstury. Nauczyciel kazał mu iść na lekcje, a sam zajął się nową pracą. My też powlekliśmy się do sal. Na lekcjach siedziałem głównie z Lilką. Po zielarstwie złapała nas Andrea.
-Za dziesięć minut w naszym miejscu, weź Łapę- rzuciła i odeszła.
Była to nasza ostatnia lekcja, więc poszliśmy do wieży po płaszcze i Blacka. Siedział w pokoju wspólnym wraz z Meadowes. 
-Windson coś od nas chce, mamy zaraz być na błoniach. 
-Ja się w to nie mieszam. Mówiłem Ci już.
Odpowiedziałem mu jakże wymownym spojrzeniem, na co on wstał.
-Daj mi parę chwil, wrócimy niedługo.- te słowa kierował już do swojej dziewczyny. 
-Nie ma mowy, idę z wami.- odparła. 
Ciepło ubrani ruszyliśmy na dwór. Było naprawdę zimno. Na szczęście śnieg nie padał. Szybko dotarliśmy za znane nam skały. Andy już tam na nas czekała. 
-Co trzeba?- wyrzucił z siebie Łapa.  
W tym samym czasie wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i poczęstowałem wszystkich. Lily spojrzała na mnie złym wzrokiem, ale nie odezwała się. Nie lubiła, gdy paliłem, a ja uwielbiałem ją tym denerwować. 
-Sprawa jest delikatna... A właściwie to są dwie.-zaczęła Andrea.
-Najpierw ta, do której jestem potrzebny.- odparł wściekle mój brat.
Posłałem mu spojrzenie z serii "później Cię zabiję".
-Dumbledore chce stworzyć organizację walczącą ze Śmierciożercami i Voldemortem. Meadowes, wiem, że byłabyś zainteresowana.- powiedziała i dała dyskretny znak dla Dorcas. 
Zastanawiałem się, skąd ona może wiedzieć takie rzeczy, skoro my nawet tego nie wiemy. 
-Jeśli jesteście zainteresowani, przyjdźcie jutro o osiemnastej do gabinetu dyrektora. Możecie wziąć kogo chcecie, byleby był zainteresowany. Im nas więcej, tym lepiej.
We czwórkę wymieniliśmy  spojrzenia. 
-IWchodzimy w to. Właśnie.. Dlaczego Ty nam to przekazujesz a nie Dumbledore?- zapytała moja dziewczyna.
-Bo dyrektor ma ważniejsze sprawy na głowie, a poza tym, jestem jego prawą ręką. 
Wszyscy spojrzeliśmy na nią niedowierzając. Wolałem teraz nie dopytywać. Dowiemy się w swoim czasie. Łapa i Dor burknęli, że przyjdą i opuścili towarzystwo.
-A ta druga sprawa?- zapytałem. 
-To ta delikatna. Musicie zaściślić więzy. W naszej szkole roi się od wyznawców Voldemorta. Na przykład Snape. James, musisz schować dumę do kieszeni. Musicie zacząć się z nim przyjaźnić, dowiedzieć wszystkiego, co planują tamci.- tu już szeptała.
-Nie ma mowy. Wczoraj wytknęłam mu jaką jest szumowiną i nie dam rady po raz drugi mu wybaczyć. Nie dam.- mówiła drżącym głosem Lily.
-Proszę, w Tobie jedyna szansa. 
Nastała głucha cisza. Wymieniliśmy  spojrzenia.
-Daj nam czas. Muszę to przemyśleć. Do jutra dam Ci odpowiedź.- powiedziała w końcu. 
Zgodziła się i odeszła. Dopiero, gdy nie była w zasięgu słuchu mogłem się odezwać. 
-Wiem, że tego nie chcesz. Nie musisz tego robić. Nikt Cię do tego nie zmusza. Naprawdę. 
-James...- przytuliła mnie- Nie wiem, czy dam radę. On może domyślić się, że coś kombinujemy. 
-Nie musisz. Zawsze możemy nadal razem go gnębić.- odparłem, a ona się zgodziła. 
Chwilę jeszcze tak razem staliśmy przytuleni, ale gdy Krukonka zniknęła w zamku, my też ruszyliśmy w jego kierunku. Zerknąłem na zegarek. Była za piętnaście siedemnasta. McGonagall. Przypomniałem o tym mojej dziewczynie i przyspieszyliśmy kroku. Nasza opiekunka czekała już na nas, gdy tam dotarliśmy. 
-Dzień dobry, pani profesor.- powiedzieliśmy jednocześnie. 
-Wejdźcie. Moglibyście wyjaśnić mi to, gdzie podziewaliście się cały wczorajszy dzień? Pierwszoroczni wzięli sobie za priorytet doprowadzenie pana Filcha i Pani Norris do szału. Liczyłam, że się nimi zajmiecie, ale was nie było.- zaczęła nauczycielka.
-Przepraszamy, to się więcej nie powtórzy. Chcieliśmy trochę odpocząć od natłoku lekcji i poszliśmy do Hogsmeade. Naprawdę przepraszamy- tłumaczyła nas Lily.
-Po panie, panie Potter, mogłam się tego spodziewać, ale nie po pannie, panno Evans. Skończy się na upomnieniu i macie dwóch uczniów na szlabanie w środę. Proponuję czyszczenie nagród z gabloty. 
Zgodziliśmy się. Cały stres zszedł ze mnie. To tylko szlaban z pierwszakami. 
-Jeszcze jedno, czy panna Windson rozmawiała z wami?- zapytała niepewnie. 
Przytaknęliśmy, a ona nas oddelegowała. Wróciliśmy do wieży i zabraliśmy się za pracę domową, bo wcale nie było jej tak mało. 

*     *     *      *     *      *      *     *     *      * 
Wiem, że dawno nic nie było, miałam ogromny zastój, ale wracam z byle rozdziałem. Ciężko mi uwierzyć, że to już 13, skoro zakładałam, że ma być ich 15. Nie martwcie się, poza tym pojawi się jeszcze kilka miniaturek podciągniętych pod Pamiętnik. Na pewno pojawi się o Dorcas, Peterze i Andrei, a jak chcecie kogoś jeszcze to piszcie :) 
Pozdrówka, A. ❤

Turniej Trójmagiczny #zadanie1

Cześć! Wiem, że dawno się nic nie pojawiało. Bardzo za to przepraszam, ale w ogóle nie mogę się zabrać do skończenia tego Pamiętnika. Nie o tym dziś. Jakiś czas temu zgłosiłam się do Turnieju Trójmagicznego na jednej ze stronek na fb. Zostałam przyjęta jako reprezentantka Hufflepuff. (Wiem, to trochę śmieszne, skoro jestem Krukonką.) Pierwsze zadanie: Opisać pojedynek ze swoim strachem. Czymś dużo gorszym niż bogin. Czyś co kryje się w czeluściach naszego serca.
Zapraszam do czytania! :)

*     *     *     *     *     *     *     *     *     *

Byłam sama. Wszystko postawione na jednej karcie, albo ja, albo ten potwór. Nie wiem, co zobaczę wchodząc do tego pomieszczenia, wolałam o tym nie myśleć. Starałam przypomnieć sobie wszystkie zaklęcia ofensywne i defensywne. Nie mam pewności czy to wystarczy. Nie chcę już dłużej czekać. Postanowiłam od razu tam wejść. Wyjęłam różdżkę i trzymałam ją w pogotowiu. Ruszyłam do przodu i otworzyłam drzwi. Nie widziałam nic. Dookoła mnie była jedynie ciemność. Nic więcej. Nie bałam się ciemności jako takiej. Bałam się tego, co mogę w niej zobaczyć.
-Lumos Maxima.- wyszeptałam,
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Tego właśnie najbardziej się obawiałam. Na ziemi leżały martwe ciała. Dopiero po chwili rozpoznałam kto to. Przed oczami miałam zwłoki wszystkich, na których mi zależy. Siostry, brat, rodzice, babcia, przyjaciółka. Leżeli. Martwi. Zabiję. Zabiję te coś, które to zrobiło. Mimo łez w oczach, chciałam jak najszybciej ich pomścić. Szalała we mnie ogromna wściekłość.
-Wychodź! Pokaż się! Chodź i walcz! Boisz się małej bezbronnej dziewczynki?!- krzyczałam.
Z ciemności wyłoniłam się ja. Tylko jakaś inna. Moje oczy nie były normalnie. Nie były już piwne, tylko złote. Wiedziałam co to oznacza.To nie byłam ja. To był potwór w moim ciele. Wyczarowałam patronusa. Srebrny wilk okrążył moje nogi i ruszył w kierunku drugiej mnie. Ona szepnęła coś, a mój wilk zrobił się złoty. Cholera.
-Expelliarmus!- krzyknęłam.
Druga ja od razu obroniła się Protego. Zaczęłam rzucać w nią zaklęciami, a ona ciągle się broniła. Nie atakowała. Trwało to dłuższą chwilę. Zaczęłam aktywnie myśleć. Mój patronus siedział przy jej nodze i ani drgnął. To niebywałe. Myśl, Ada. Myśl..
Powoli opuściłam różdżkę. Mój przeciwnik poparzył się na mnie pytająco. Schowałam ją za pasek. Zrobiłam krok do przodu. Ręce trzymałam uniesione, na znak poddania. Druga ja dalej nie drgnęła.
-Dlaczego to zrobiłaś? To Twoja rodzina. Oni by dla Ciebie zrobili wszystko. Nigdy nie pozwoliliby na to byś ucierpiała. Oni Cię kochali. Spójrz na to, co zrobiłaś. Spójrz.
Zrobiłam kolejny krok do przodu. Widziałam łzy w jej oczach. Już z nią wygrałam. Jednak nie jest aż takim potworem. Wyciągnęłam mały sztylet z zza paska. Zawsze noszę go obok różdżki. Będąc mugolakiem, nie do końca ufa się magii. Podałam go jej.
-Ada, zaufaj sobie tak jak ja ufam Tobie. Zaufaj mi, tak jak oni ufali Tobie.
Odsunęłam się od niej. Mój wilk wrócił do mnie już w srebrzystej wersji. Zamknęłam oczy. Teraz wybór należy do niej. Albo ona, albo ja. Po dłuższej chwili usłyszałam szczekanie wilka. Otworzyłam powieki. Mojego przeciwnika nie było. Na ziemi leżał mój sztylet. Patronus zniknął, a pokój cały rozjaśnił się światłem. Nic więcej nie zostało. Tylko ja.

Statystyka

123 Lorem ipsum

Popularne posty

Obserwatorzy