Pamiętnik Huncwota #9

Trwało to dłużej niż myślałem. Nie wiem, czy się przyzwyczaiłem, czy przestało mi to przeszkadzać, ale nawet nie zauważyłem, kiedy minął miesiąc, a nawet trochę więcej. Październik minął bardzo szybko. Listopad zaczął się dość chłodno. Wraz z jego początkiem czekaliśmy na kolejną pełnię, która okropnym trafem przytrafiła się właśnie dziś. Od rana cała nasza czwórka chodziła jak w zegarku, a Lunio był jak zwykle ledwo żywy. Dzień zapowiadał się bardzo dobrze. Niebo było zasłoniłete przez chmury, a wszystko do około spowiła gęsta mgła. Nawet ja miałem dobre samopoczucie. Wychodząc z transmutacji podsłuchałem kłótni Lily i Snape'a. Rozmawiali o smierciożercach. Od dawna podejrzewałem, że Smark chce do nich dołączyć, ale żeby wciągać w to Evans? Coraz bardziej dziwi mnie fakt, że mu wybaczyła. Ona taka nie jest. Jest dobra. Dobra do szpiku kości. Przecież nie mogę się mylić.
Z tą myślą, wybiegłem na błonia zaraz po lekcjach. Moi przyjaciele już na mnie czekali. To pierwsza pełnia, podczas której wychodzimy do Zakazanego Lasu. Musieliśmy wszystko dokładnie zaplanować. Poszliśmy, jak zwykle, do Wrzeszczącej Chaty. Przemiana zaczęła się zaraz po wyjściu księżyca zza chmur. Remus wydał jakoś mniej krzyków niż zwykle. Czyli faktycznie było lżej. Po dziewiątej mogliśmy spokojnie wyjść do Lasu. Nie wolno nam było pokazywać się w Hogsmeade, żeby nie wystraszyć mieszkańców, więc jedyne, co nam pozostało to wyjście pod Bijącą Wierzbą. Ja jako jedyny nie zmieściłbym się w przejściu będąc pod swoją postacią animagiczną, więc chłopaki zatrzymywali Lunatyka ile to możliwe, a ja wybiegałem na zewnątrz. Nauczenie się animagii to był najlepszy pomysł na jaki kiedykolwiek wpadliśmy. Nawet lepszy od wynalezienia Mapy. Przemieniałem się w jelenia, a chłopaki dołączali do mnie. Było niewiele po dziewiątej, kiedy spokojnie szedłem razem z Glizdkiem na karku w stronę Lasu. Remus i Łapa jak zwykle, poczuli zew natury i pognali jak szaleni. W pewnym momencie poczułem ukłucie. Peter mnie ugryzł. Nie zdążyłem nawet zrzucić go, jak zawsze, gdy zauważyłem o co chodzi. Z chatki Hagrida ktoś wychodził. Jakaś dziewczyna. Poczułem jak szczur obsuwa się z moich pleców, a ja pędem pognałem w jej stronę. Dawno nie galopowałem. Teraz dzieliła nas odległość jakiś pięciuset metrów. Zauważyłem wyłaniającego się wilkołaka zza drzew. Nie myślałem. Galop przeszedł w cwał. Teraz już potrafiłem dostrzec, że ową dziewczyną jest Lily. Nie zastanawiałem się. Odległość między nią a mną się zmniejszała, ale także między nią a Lunatykiem także. Wielki czarny pies gonił zaraz za nim, ale wątpię, żeby Syriusz dałby radę go powstrzymać. Teraz dzieliły mnie i nią zaledwie dwa metry. Mgnieniem oka je pokonałem i rogami przerzuciłem ją na swój grzbiet. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, ale ja dalej gnałem jak szalony. Musiałem przecież zapewnić jej bezpieczeństwo. Wilkołak był coraz bliżej mnie, ale ja też byłem coraz bliżej zamku. Nie zaglądałem za siebie. Wystarczył mi jedynie wyostrzony słuch, który informował mnie, że pozostawiam przyjaciela w tyle. Mimo to nie zwolniłem. Wyważyłem drzwi porożem. Już w budynku mogłem przemienić się znów w człowieka. Wrota zatrzasnąłem. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o Gryfonce. Leżała na ziemi i ledwo dyszała. Mocno poraniłem ją rogami. Zemdliło mnie. Skrzywdziłem ją. Zraniłem. Ręce zaczęły mi drżeć. Podniosłem ją, wsuwając jedną rękę pod jej kolana. Głowę oparła o mój tors. Nie mogę zanieść ją do wieży, bo jacyś Gryfoni mogą jeszcze siedzieć w pokoju wspólnym, więc ruszyłem do Skrzydła Szpitalnego. Pani Poppy, widząc nas, tylko pokręciła głową i poszła po jakieś leki. Położyłem Lily na łóżku, uprzednio zdejmując jej porwany płaszcz. Przypadkowo dotknąłem jej ran. Wydała stłumiony jęk. Pielęgniarka zaczęła się nią zajmować, że dopiero teraz mogłem przysiąść na taborecie obok łóżka i poprawić swoje okulary. Były zakurzone, więc je przetarłem. Pomfrey posmarowała rany maścią i opatrzyła, dodatkowo podała jej jakiś eliksir. Spojrzała na mnie karcącym wzrokiem.
-Remus nas gonił. Musiałem ją ratować.- powiedziałem.- Chcę z nią zostać.
-Mam rozumieć, że to Ty ją tak urządziłeś, a nie on?- spytała niepewnie.
Przytaknąłem i pozwoliła mi zostać. Sama poszła się położyć. Patrzyłem na dziewczynę, która raz po raz wykrzywiała minę z bólu. Po dziesięciu minutach się wybudziła i próbowała usiąść. Zdziwiła się na mój widok.
-Co Ty tu robisz?- spytała drżącym głosem.- Jeśli już tu jesteś to mi wyjaśnij, co się właśnie wydarzyło.
Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem. Po tylu latach, jeszcze nie wiedziała o przypadłości Remusa?
-W sumie..- zacząłem.- Mówiąc skromnie, to uratowałem Ci życie.
-Ale.. ale... jak?- pytała.- Ty byłeś tym jeleniem?
-Ciszej!- upomniałem ją.- Nie chcemy mieć nauczycieli na głowie. Chyba muszę Ci o wszystkim powiedzieć, co?
Przytaknęła ochoczo.
-Nie masz prawa nikomu mówić. To huncwocka tajemnica. Futerkowy problem Remusa.
-Czekaj.. Remus to ten wilkołak?- przerwała mi.
-Nie przerywaj mi, to Ci powiem wszystko. Tak. Lunatyk to wilkołak. Nie chcieliśmy zostawić co samego podczas przemian, więc na piątym roku nauczyliśmy się animagii. Ja jestem jeleniem, Syriusza- psem, a Peter szczurem.
-Że na to nie wpadłam. Lunatyk, bo nie wie co robi, Rogacz od jelenia, Łapa od psa, a Glizdogon od szczura. Przecież to logiczne.
-No tak. Już znasz naszą tajemnicę. Teraz, błagam, nie wychodź więcej w pełnię na błonia. Kto wie, czy następnym razem zdążę Cię uratować. Właśnie.. co tam właściwie robiłaś?
-Byłam u Hagrida. Musiałam z nim pogadać.


Zapadła cisza. Nikt z nas nie wiedział, co powiedzieć. Słowa grzęzły mi w gardle. To chyba jest jedyny odpowiedni moment. Już otworzyłem usta, ale szatynka pierwsza zaczęła.
-James, wtedy w Hogsmeade.. mówiłeś prawdę? Bo to nie tak, że Cię nie zauważam.. Ja.. To przez Severusa..
-Jak to przez niego?- nie wierzyłem własnym uszom.- Tak. To była prawda.
-Bo ja.. Ja chciałam też z niego drwić jak wy, ale.. ja byłam w nim zakochana.- nie płakała, choć łzy zaszły jej do oczu.- Gdy mi powiedziałeś.. wtedy w Hogsmeade.. co do mnie czujesz.. Byłam wściekła. Właściwie to nie wiem dlaczego. Postanowiłam przebaczyć Severusowi, bo wiedziałam, że Cię to zrani. Później zobaczyłam Ciebie takiego szczęśliwego z tą Krukonką i..- głos jej się załamał.- Uświadomiłam sobie, że nie czuję nic do Snape'a.
Nie wierzyłem własnym uszom. Ona to robiła w akcie zemsty. Tak samo jak ja. Myślałem, że nikt nie rozumuje tak jak ja. Ale.. my myślimy tak samo. Ja i Lily. Zalała mnie fala ciepła.
-I zraniło. Zraniło tak mocno, że postanowiłem podpisać pakt z diabłem. W akcie zemsty związałem się z Andreą. Po kilku dniach próbowałem to odkręcić, ale umowa z nią to coś gorszego niż przysięga wieczysta. Ona tu rozdaje karty i nie muszę czekać, aż ona skończy ten teatrzyk. Tak bardzo żałuję..
-Czyli wy tak naprawdę nie jesteście razem?
-No i znasz moją kolejną tajemnicę. Tylko ani słowa nikomu. Wiesz, jak długo musieliśmy starać się, żebyście nam uwierzyli.- mówię i demonstracyjnie wzdycham.
Mimo woli oboje zaczynamy się śmiać. Fajnie tak z nią pogadać. Tak normalnie. Próbowałem połączyć koniec z końcem.
-Czekaj.. Nie rozumiem jednego... Dlaczego widząc mnie z Windson uświadomiłaś sobie, że nie czujesz nic do Smarka?
-Bo.. o niego nie byłam nigdy tak zazdrosna jak o Ciebie przez ten miesiąc. Teraz to i Ty znasz moje tajemnice.
-Lily.- jedyne co potrafiłem z siebie wydusić.
Przysunąłem się delikatnie ze swoim taboretem. Połączyliśmy nasze palce ze sobą. To najszczęśliwsza chwila ze wszystkich, jakie kiedykolwiek przeżyłem. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższy czas. Czyli, jednak mam szansę na miłość, prawdziwą miłość. Pozostaje jeszcze sprawa Andrei, ale nie chciałem o tym teraz myśleć. Teraz liczy się tylko Lily. Moja Lily.

*     *     *     *     *     *     *     *     *     *
Wiem. Miało być w czwartek, ale dopiero teraz miałam czas. 
Rozumiecie, święta, przygotowania, goście i takie inne głupotki. 
Wybaczcie, mam nadzieję, że nadrobiłam. Od dawna chciałam ten rozdział dodać. 
Mam nadzieję, że się podoba :)

Pamiętnik Huncwota #8

Od tego pamiętnego wieczoru wszystko się zmieniło. "Poczta pantoflowa" działa w naszej szkole bardzo sprawnie i wystarczyło, że wyszedłem na trening wieczorem, zostałem obsypany tysiącami pytać co do naszego "związku". Gdzie nie poszedłem czułem na sobie wzrok. Byliśmy sensacją. Tego się właśnie spodziewaliśmy. Nikt się nie chciał wierzyć, że i ja dam złapać się w jej sidła. Jakby tylko wiedzieli.. Ale nie mogą wiedzieć. To jest między mną a nią. Byliśmy stworzeni dla tych ról. Już trzy dni. W środę nie byliśmy na żadnych zajęciach, więc ominęły nas eliksiry, ale już dziś nie mieliśmy innego wyjścia. Nigdy nie lubiłem tych zajęć. Chcę zostać aurorem. Na szczęście, Andrea nie miała takich ambicji i nie zdawała ich na OWUTEMach. Teraz czekaliśmy z chłopakami na Slughorna, a mnie aż skręcało na widok rozweselonej Lily przy tym Smarku. Muszę z nią porozmawiać. Koniecznie. Ślimak w końcu wyłoił się zza zakrętu. Otworzył drzwi i wpuścił nas do sali. Siedziałem z Lilką i czułem się trochę nieswojo. Jakbyśmy oboje mieli na sobie maski. Czułem się trochę nieswojo w jej towarzystwie, chyba pierwszy raz w życiu. Wszyscy zaczęli robić jakiś kolejny głupi eliksir, ale ja jakoś nie mogłem się skupić. Wlałem jedynie wodę do kociołka i dorzuciłem pierwszy składnik. Tak bardzo chciałbym w końcu z nią porozmawiać. Normalnie porozmawiać. Nie odzywała się do mnie już prawie dwa tygodnie. 
-Znowu przyjaźnisz ze Snape'm?- zapytałem niepewnie. 
-Chyba nie powinno Cię to obchodzić.- mówiła oschle.- Pilnuj lepiej swojej Andrei. 
-Czy ja dobrze słyszę nutę zazdrości w Twoim głosie?- faktycznie nie wierzyłem własnym uszom. 
-Nie rozśmieszaj mnie. Po prostu już mam dość. Najpierw udajesz mojego przyjaciela, później znęcasz się, po raz kolejny, na Severusie, choć wiesz jak jest mi ciężko z tym wszystkim, wyznajesz mi miłość, a teraz kleisz się do Windson. Ogarnij się. 
Po tych słowach się odwróciła i dalej warzyła swój eliksir. Miała rację. Tak bardzo chciałbym coś z tym zrobić. Być normalny. Ale teraz nie mogę się wycofać. Umowa to umowa. Później wszystko jej wyjśnię i może mi wybaczy. Z tą myślą sam wróciłem do lekcji. Ślimak krążył po klasie i sprawdzał, co stworzyliśmy. Jak zwykle wychwalał Smarkeusa i Lilkę. Na mój eliksir rzucił okiem i burknął coś, ale szybko wrócił znów do Lily. Po zajęciach w końcu mogłem trochę pomyśleć.

*           *           *

Ostatni trening quidditcha przed meczem z Puchonami nie był najlepszy, ale jakoś nie martwiło mnie to. Moje myśli krążyły wokół Lily i Andrei. Muszę to odkręcić. Na trybunach siedziała ta druga ze swoją przyjaciółką, której chyba nikt nie lubił. Sybilla, w okularach o szkiełkach grubości denek słoika, czytała jakąś książkę, niezbyt zainteresowana treningiem. Przez chwilę nawet, zastanowiłem się, jakim cudem udało się mojej dziewczynie ją tu zaciągnąć. Później wyskoczyłem z szatni jak poparzony i pognałem do brunetki. Podarowałem jej buziaka na powitanie.
-Musimy pogadać, koniecznie.- rzuciłem w pośpiechu i już ciągnąłem ją za rękę w stronę jakiegoś bardziej ustronnego miejsca.
Ostatecznie skryliśmy się za, tak bardzo znanymi mi, skałami. Ukucnęliśmy, jak zawsze. Dla pewności rozejrzałem się jeszcze dwa razy i użyłem Muffliato.
-Musimy to przerwać. Koniecznie.- rzuciłem bez ogródek.
-Żartujesz sobie? Sam tego chciałeś. Nawarzyłeś piwa, to teraz je wypij.- mówiła z tą swoją pewnością siebie.
-Jak długo jeszcze?- odparłem.
Wyjąłem paczkę fajek z kieszeni spodni, najpierw poczęstowałem ją, a później sam zapaliłem. Czułem się okropnie.
-Jeszcze nie wiem. Może z dwa tygodnie, może miesiąc. Poczekaj, muszę sobie znaleźć nową zdobycz.
-A jeśli znajdę Ci jakąś?- zaproponowałem.
-Zobaczymy.- rzuciła i wstała.- Jak na razie, wiesz co robić.
Oboje wyłoniliśmy się zza skał. Trzymaliśmy się za rękę i słodko się uśmiechaliśmy. Oczy wszystkich spacerujących po błoniach zwróciły się w naszą stronę. Andrea była w swoim żywiole. Zaczęła mi słodzić, ale tak głośno, żeby każdy kto przechodził obok słyszał. Jedno muszę przyznać. Aktorzy to z nas przedni. Odprowadziłem ją aż pod wieżę Ravenclawu, a sam wróciłem do swojego dormitorium. Pokój wspólny okupowali piąto- i szóstoroczni. Postanowiłem wziąć szybki prysznic, więc skorzystałem z łazienki w pokoju. Było dość późno jak kładłem się do łóżka. Chłopaki nie spali. Remus czytał jakąś książkę- zapewne się uczył. Peter łapał czekoladową żabę, a Syriusz nie robił nic. Ostatnio trochę dziwiło mnie jego zachowanie. Postanowiłem z nimi trochę pogadać.
-Chłopaki, mam pomysł.- powiedziałem i wstałem.
Wyjąłem ze swojego kufra cztery butelki piwa kremowego i podałem każdemu. Wiedzieli co to znaczy.  Usiedliśmy na "gnieździe" Blacka, bo tak można było określić to, co powstało z jego posłania.
- No, braciszku, co jest?- teraz zwróciłem się jedynie do Łapy.
Potrafiłem rozpoznać każde uczucia władające nim. Od sześciu lat byliśmy sobie najbliżsi. Od roku mieszka u mnie co jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Mimo, że po ostatniej kłótni o Andrei prawie nie rozmawialiśmy, to obiecałem sobie, że wszystko wróci do normy.
-Co mam Ci powiedzieć? Chyba.. na Merlina.. zakochałem się.- powiedział i upił spory łyk piwa.
Chyba każdego z nas to zdziwiło. Syriusz Black się nie zakochiwał. Nigdy. Dziewczyny wzdychały do niego, bo był nonszalancki, elegancki, urokliwy i arystokratyczny. Nie, arystokratyczny nie był. Byłby taki jakby trafił do Slytherinu jak reszta jego rodziny. Po tym jak rodzice go wydziedziczyli i nim wzgardzili, zwątpił w istnienie miłości. W końcu, dwójka ludzi, których pokochał jako pierwszych, tak go zranili. Dlatego się nie zakochiwał. Bał się kolejnego zranienia. Trochę to niewyobrażalne, że taki chłopak jak on czegoś się boi, ale to prawda. 
-Ale.. przecież Ty i Dorcas już prawie nie rozmawiacie..- Peter w końcu odważył się coś powiedzieć. 
Miał rację. Łapa i Meadowes nie rozmawiali ze sobą odkąd Snape wrócił do normalności. Naprawdę nie rozumiem tej dziewczyny. 
-Właśnie tu jest problem. Nie wiem jak nakłonić ją, żeby chociaż ze mną normalnie pogadała. Zresztą to jest nie ważne. Odpuszczam sobie to wszystko. Biorę się za naukę, bo muszę mieć dobre wyniki z egzaminów. 
Ten chłopak naprawdę nas zaskakuje. W jednej chwili zmienia się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Jeśli przez Dorcas stracę najlepszego przyjaciela, ba, jedynego brata, to nie wiem co jej zrobię. 
-Nie możesz. Nie mów mi teraz, że nagle staniesz się drugą wersją Remusa, bo kto będzie robił ze mną te wszystkie najgorsze żarty? Kto będzie zmieniał medykamenty Ślimaka na płyny do kąpieli? Chyba mnie z tym samego nie zostawisz?- mówiłem błagalnym tonem.
-To Ty teraz świata nie widzisz poza swoją kochaną Andreą. Myślisz, że ona Cię kocha? Nie bądź śmieszny. Zostawi Cię, jak tylko się jej znudzisz.- wycedził oschle. 
-Myślisz, że jej nie znam?! Nie będę Ci się tłumaczył z tego co robię!- wściekłem się jak nigdy. 
Prawie nigdy się nie kłóciliśmy. Rozumieliśmy się jak nikt. Dziwię się, że teraz się nie domyślił. Mam nadzieję, że to tylko przez tą Dorcas. Straciłem ochotę na gadanie z kimkolwiek o czymkolwiek. 
-James, Syriusz ma rację. Ostatnio to Ty nie masz dla nas czasu. Nic nam do tego, co z nią robisz, ale uważaj. Naprawdę zaczynamy się o Ciebie martwić.- powiedział Remus. 
Gdyby tylko wiedzieli. Byłoby o wiele łatwiej. Teraz, jednak, upiłem trochę piwa. 
-Przestań. Wiem, co robię. Zresztą... Idę spać. Jutro mecz.
Wstałem i położyłem się na swoje łóżko. Nawet zasłoniłem kotary, chociaż nigdy tego nie robimy. To była niespokojna noc. Ciągle śniły mi się jakieś głupoty. 

*           *           *

Mecz poszedł nam dobrze. W końcu mieliśmy najlepszy skład. Chociaż na zamglonym niebie ciężko było dostrzec znicz, to jako pierwszy go znalazłem i złapałem. Andrea była jakże uradowana z tego powodu. Ostatni raz coś takiego zrobiłem. Jeśli tylko przeżyję to. Nigdy więcej paktów z diabłem. Nigdy. Pomyśleć, że jeszcze tyle czasu. Mijały dni, a ja coraz bardziej stawałem się wrakiem człowieka. Ona wypijała że mnie całą nadzieję i chęć do życia, jak dementor. 

*     *     *     *     *     *     *     *     *     *

Wiem, że długo nie było rozdziału, ale w końcu się pojawia. Nie jestem z niego zadowolona, chociaż wyszedł najdłuższy jaki dotychczas napisałam.
 Bardzo dziękuję Kamanie za wykonanie tak pięknego wyglądu na mojego bloga. 
Następny rozdział postaram się napisać do Wigilii. Będzie to mały prezent dla wszystkich wyczekujących Jily. 
Pozdrawiam i do następnego :*

Pamiętnik Huncwota #7

Nie wierzyłem w to co się właśnie stało. Lily wybaczyła dla Snape'a. Na dodatek go przytuliła. To było dla mnie za dużo. Szybko wycofaliśmy się znów do dormitorium. Tam rzuciłem się jak długi na łóżko. Byłem wstrząśnięty. 1:0 dla Smarka. To nie wiarygodne. Byłem pewny.. Dałbym sobie rękę uciąć, że po tej akcji już się do siebie nawet nie odezwą. A tu BAM. Znowu wielka przyjaźń. Nie, nie byłem załamany. Byłem wściekły. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Usiadłem spokojnie na łóżku z uśmiechem na twarzy.
-Robimy imprezę. Jutro. U nas. Zaproście wszystkie najlepsze laski ze szkoły. Andreę i Sybillę też. Łapa, Ty się tym zajmiesz. Ja z Glizdkiem idziemy po alokohol. Remi, kochany, wymyślisz jakąś wymówkę, bo się w środę raczej na zajęciach nie pojawimy.- rozkazałem, wszyscy patrzyli na mnie z wielkimi oczami.
-No i to rozumiem! Rogaś wraca do świata żywych!- krzyknął szczęśliwy Peter.
-Masz rację, Glizdek. Chyba tego nam było trzeba.- powiedział Remus.
Oboje nie wiedzieli co jest powodem mojej szybkiej zmiany zdania. Tylko Syriusz był wtedy ze mną, tylko on widział to co ja. Szybko zabraliśmy się do roboty. Kupiliśmy mnóstwo whisky i piwa. Łapa zaprosił pół szkoły, a Lunio załatwił zwolnienie pod pretekstem choroby, czy jakiegoś innego świństwa. Wyrobiliśmy się do wieczora. Następnego dnia chodziliśmy jak w zegarku. W końcu to nasza pierwsza impreza w tym roku. Po lekcjach postanowiliśmy trochę ogarnąć. Zanim się obejrzeliśmy sami musieliśmy doprowadzić siebie do porządku. Około 20. zaczęli się schodzić ludzie. Przyszło tyle osób, że praktycznie nie było gdzie ustać. Alkohol zaczął się lać, muzyka grała, w powietrzu było czuć zapach tytoniu i skuna. W tłumie zobaczyłem ją. Andrea Windson. Żeńska wersja Łapy. Zmieniała chłopaków jak rękawiczki. Swego czasu chodziły pogłoski, że poderwała też profesora Prinkle'a, który uczył nas obrony przed czarną magią rok temu. Śmiem twierdzić, że sam Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, poddałby się jej urokowi. Nie jednego dziwiło, jakim cudem trafiła do Ravenclaw'u. Nie znam drugiej osoby, o takim poczuciu własnej wartości. Dziewczyna robi wrażenie.


Szybko do niej podszedłem. Ze szklankami whisky. Podałem jej jedną. Stuknęła swoim szkłem o moje i oboje pociągnęliśmy duże łyki. Przeszyła mnie swoim zabójczym wzrokiem.
-Co jest? Gdzie zgubiłeś swoją rudą mugolaczkę?- rzuciła oschle.
-Skończyłem z tym. Właśnie piję z osobą, która bardziej pasuje na dziewczynę najlepszego szukającego w szkole, od jakiejś nędznej kujonki.- ledwo udało mi się wycedzić te słowa.
Nie znoszę kłamać. Jeszcze bardziej nie znoszę obrazy mojej Evans. Stop. Już nie mojej.
-Skąd ja znam te słowa. Hmm..- udała, że się zamyśliła.- James, zapomniałeś, że już przechodziliśmy przez to? Czego chcesz?- powiedziała i dopiła resztę alkoholu.
-A jeśli powiem, że nie chcę niczego? Jeśli powiem, że chcę być kolejnym na Twojej liście?- po siedmiu latach wiedziałem co na nią działa, a co nie.
-Wierzę, ale co mi do tego? Czego ode mnie oczekujesz? Mogę wyjść z tej imprezy z kim, tylko zechcę. Daj mi jeden powód, żebyś był to Ty.
Jej stanowczość zawsze mnie zaskakiwała. Wyjęła paczkę fajek ze stanika i poczęstowała mnie. Zapaliliśmy, a ja kontynuowałem rozmowę.
-Proste. Będziesz moja, bo jestem uważany za nieosiągalnego przez wszystkie dziewczyny. Cały Hogwart wie, co czuję do Evans. Ty potrzebujesz rozgłosu, bo afera o Prinkle'u już ucichła. Wszyscy będą gadać, że jestem Twoją nową zdobyczą. Nieosiągalny Potter usidlony przez Windson. Będziemy sensacją.
Uśmiechnęła się na myśl o tym, ale była Krukonką. Bardzo inteligentną Krukonką. Wyczuła mój podstęp.
-Jeszcze jedno pytanie. Jaki Ty masz z tego interes?- spytała, dopalając papierosa.
-To pozostawię już sobie. To jak? Wypijemy za nową współpracę?
Przytaknęła, a ja nalałem nam do szklanek whisky. Duszkiem wypiliśmy całą ich zawartość. Andrea zaciągnęła mnie na parkiet i zaczęła wywijać. Boże, jak ona się rusza. Przeleciałem wzrokiem po całym pokoju. Zauważyłem Lily z Sybillą. Szybko przeniosłem wzrok na brunetkę i wyczułem na sobie wzrok szatynki.


 Pocałowałem Andreę. Jej usta były słodkie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się z kimś całowałem. Wszyscy zaczęli krzyczeć i wiwatować. Nie wierzyłem, że właśnie to zrobiłem. Podpisałem pakt z diabłem, w zastaw dając swoją reputację i przyszłość.
-Od teraz jesteśmy zakochani w sobie po uszy i nikt, poza naszą dwójką nie wie, że to dla picu. Rozumiemy się?- szepnęła mi do ucha.
Na odpowiedź podarowałem jej kolejny pocałunek i szklankę z alkoholem. Nie wiem, czemu właściwie to miało służyć. Czemu miała służyć ta cała maskarada. Chciałem się zemścić na Lily, męcząc się z Andreą. A może nie męcząc? Może to będzie ciekawe doświadczenie? Może dzięki niej przestanę myśleć o Lily? Kto wie. Dam szansę tej nowej "przyjaźni". W końcu, tylko raz się żyje. Z tą dewizą przeżyłem resztę wieczoru. Nawet nie pamiętam, jak trafiłem do łóżka, ale cieszyłem się, że nie ma ze mną Windson. Mimo, że dziewczyna ma w sobie to coś, co ciągnie i mnie do niej, to jednak nie chcę, aż tak się w to wgłębiać. Obudziłem się ze znajomym bólem głowy. Przede mną wstał jedynie Glizdek, albo nie kładł się w ogóle do łóżka, bo nie było go w pokoju, co raczej mnie dziwiło. Nie miałem sił by go szukać. Wstałem i zerknąłem na zegarek. 11.35, na śniadanie nie mam co marzyć. Narzuciłem na siebie niewidkę i ruszyłem do obrazu misy z owocami. Pogłaskałem gruszkę, następnie wziąłem śniadanie dla całej czwórki. Wróciwszy do dormitorium, zauważyłem, że Łapa już nie śpi. Podałem mu talerz z jedzeniem. Oboje zaczęliśmy jeść. Przyjaciel przyglądał mi się bacznie.
-Co Ci, do cholery, odbiło, żeby kręcić z Windson? Przecież ona jest jak pająk, pożera swoje ofiary.- na tą myśl lekko się wzdrygnął.
-Nie przesadzaj. Nie jest zła. Zazdrościsz mi, że pierwszy ją usidliłem.- odgryzłem się.
-Raczej ona Ciebie. Ja przynajmniej pamiętam, jak wszyscy obiecaliśmy sobie, że będziemy trzymać się z dala od niej.
Tu miał rację. Nie rozumiem, dlaczego aż tak to mnie przybiło. Przecież widziałem to bardzo dobrze. Obiecałem sobie, że kiedyś wyjaśnię mu, im wszystkim, dlaczego to zrobiłem. Mam nadzieję, że zrozumieją.

*     *     *     *     *     *     *     *     *     *
Wiem, wiem, nie tego oczekiwaliście, ale grunt, że coś jest. Nie mogła się powstrzymać. Czułam potrzebę dodania swojej bohaterki OC. Uważam, że jest super, ale to moje zdanie. A Wy co o niej sądzicie? Mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba. Dla tych wyczekujących Jily, pojawi się dopiero 9-10 rozdziale (zależy jak rozłożę treść).
Buzi, Fleur :*

Pamiętnik Huncwota #6

Obudziło mnie nawoływanie Remusa. Spałem na jego łóżku we Wrzeszczącej Chacie. Gdy, tylko oderwałem głowę od poduszki, poczułem przeszywający ból głowy. Mimowolnie pozwoliłem jej znów opaść. Czułem się fatalnie. Uświadomiłem sobie co się działo wczoraj i poczułem się jeszcze gorzej. Patrzyłem się na Lunatyka, czekając na jakieś kazanie (albo chociaż "a nie mówiłem") z jego strony, ale ten tylko wyjął dwa papierosy z paczki i podał mi jednego. Podniosłem się wpierając rękoma i wdychałem do płuc nikotynę. 
-Widzisz, Rogasiu, czasem dobrze być wilkołakiem.- próbował mnie rozweselić, ale jakoś nie zbyt mu się to udawało.
-Która jest godzina?- odpowiedziałem, ignorując jego wypowiedź.
-Jak się sprężysz to zdążysz na trening quidditcha za dwie godziny. Chociaż ja na Twoim miejscu bym nie szedł w takim stanie, bo kapitan Cię opieprzy.
Teraz musiałem przyznać, że żart mu się udał. Przecież to ja byłem kapitanem drużyny i to już od dwóch lat. Miał rację, muszę się ogarnąć. Przecież nie mogę spędzić całego dnia.. tygodnia.. miesiąca.. roku.. w tym domu. Chociaż może przestałbym kochać Lily, albo choć trochę zapomniał. Nie. To niemożliwe. Przecież nigdy bym nie wymazał jej z pamięci. Nieważne co by się stało. Podczas wstawania trochę się zachwiałem, ale Luniek mi pomógł i razem ruszyliśmy w stronę przejścia. Gdy wyszliśmy zaraz pod bijącą wierzbą, poczułem chłodny powiew i woń mokrej trawy. To było dla mnie jak uderzenie w twarz. Weszliśmy do zamku. 
-Ty idź już do dormitorium, ja przyniosę Ci coś do jedzenia.- powiedział i oboje ruszyliśmy innymi korytarzami.- Aa, no i się wykąp, koniecznie!- krzyknął jeszcze, jakbym tego nie wiedział.
Ledwo doczłapałem się na samą górę wieży Gryffindoru. Gruba Dama, mimo że znała mnie bardzo dobrze, dla pewności zapytała o hasło. 
-Skrzeloziele.
Odchyliła swoje ramy, wpuszczając mnie do środka. Buchnęło na mnie ciepło kominka. Kto, do cholery, rozpala w kominku na początku września?! Nie zastanawiałem się nad tym. Szedłem dalej, unikając wszelkich znajomych twarzy, co, niestety, było trudnym zadaniem. Przez to, że byłem najlepszym szukającym dekady (może nawet więcej?) znała mnie zdecydowana większość szkoły. Wszedłem do pokoju i zaraz za mną wpadł Remus z tacą pełną jedzenia. Dopiero teraz poczułem głód. Wziąłem od niego tacę i jednym łykiem wypiłem całą szklankę soku. Po zjedzeniu dwóch kanapek trochę mnie zemdliło. Przed przyjacielem udałem, że jest wszystko w porządku. Wziąłem pierwsze lepsze rzeczy i ruszyłem do łazienki prefektów. Podróż na piąte piętro wieży szpitalnej była jeszcze gorszą męką niż myślałem. Przynajmniej miałem czas na przypomnienie hasła. Gdy w końcu wpuszczono mnie do łazienki, szybko zrzuciłem z siebie ubrania. Dziś postanowiłem wykąpać się w basenie. Miałem ochotę trochę odmoknąć od tego wszystkiego. Odkręciłem kilka złotych kurków, a one natychmiast napełniły cały basen. W powietrzu unosił się zapach płynów do kąpieli. Wszedłem niepewnie do wody. Była ciepła jak zwykle. Zanurkowałem, mocząc resztę partii ciała. Wyszorowałem całe ciało i przepłynąłem kilka razy. Ból głowy i wyrzuty sumienie nie ustawały. Nie miałem pojęcia jak się ich pozbyć. Duże prawdopodobieństwo, że nie miną dopóki Evans mi nie wybaczy. W sumie jak już i tak nie mam u niej szans to, chociaż zniszczę Snape'a. Obiecałem, w końcu, Łapie, że to będzie numer roku. Nie mogłem zawieść, chociaż jego. On by mnie nie zawiódł. W końcu jesteśmy jak bracia. Mam dosyć już tych myśli. Przepłynąłem jeszcze trochę i postanowiłem wyjść. Kac trochę zelżał, więc już się nie chwiałem. Szybko się ubrałem. Miałem na sobie jakiś dres i koszulkę. Wyglądałem tak jak się czułem, czyli okropnie. Wyszedłem z łazienki i ruszyłem do szatni Gryfonów, żeby przygotować się do treningu. Nie byłem pierwszy. Syriusz siedział już tam. Usiadłem obok niego.
-Co tu robisz? Nie powinieneś być z Dorcas?- zapytałem, żeby zabić ciszę.
-Może i powinienem. Nie wiem. Mam wrażenie, że to poszło tak łatwo, bo Smarkeusa za mną lata. Jakby chciała się jedynie z niego pośmiać.- burknął smętnie. 
Nie rozumiem o co mu dokładnie chodzi. Przecież wczoraj wyglądali jakby byli ze sobą wieki. 
-Dorcas jest tajemnicą. Wielką tajemnicą, której chyba nigdy nie poznam. Tak to nawet słowem się nie odezwie, a jedynymi osobami, z którymi gada są Evans i McKinnon. Nie dziwi Cię, że nagle stała się taka rozgadana? Zresztą nieważne. Pozostali już idą. Przebierzmy się lepiej.
Miał rację. Nagle wszystko zaczynało mi się rozjaśniać. Muszę pogadać z Dorcas. Tylko tak, żeby Syriusz i Lily nie widzieli. A może nie muszę. Nie, James. Daj spokój. To skończona sprawa. Przebieramy się i wychodzimy. Raz, dwa, trzy. Pierwszy trening w tym roku. Poprosiłem ich, żeby sami się rozgrzali. Na szczęście w ubiegłym roku odeszła, tylko jedna pałkarka, która i tak siedziała najczęściej na rezerwie. Musimy poszukać kogoś na jej miejsce. Kazałem to zrobić naszym aktualnym pałkarzom. Trening skończył się tak jak zaczął, ciężko i szybko. Pierwszy mecz z Puchonami już na dwa tygodnie. Musimy się przygotować, chociaż i tak wszyscy liczą, tylko na mnie. Nie dziwię się im. W końcu to moje nazwisko jest wyryte za gablotą pod tytułem najlepszego szukającego Gryffindoru. Zwykle takie tytuły są przydzielane na siódmym roku, ale ja uzyskałem tego zaszczytu już rok temu. Budziłem respekt. To tak na marginesie. Zmarnowani wróciliśmy do swojej wieży.

Minął tydzień. Trochę poznęcaliśmy się na Smarku i mieliśmy z tego dużo śmiechu, ale nauczyciele zorientowali się, że coś jest nie tak i Slughorn musiał zrobić eliksir odwracający działanie amortencji. Dumbledore odjął Gryffindorowi czterdzieści punktów, ale nikt tego nie żałował. Nawet inni Gryfoni. Zgnębiliśmy Snape'a do tego stopnia, że już nie będzie chciał nawet zbliżyć się do jakiegokolwiek Gryfona. A już na pewno nie do Lily. Nawet Ślizgoni na czele z Mulciberem i Avery'm się z niego śmiali. Nawet po wyjściu ze skrzydła szpitalnego nie daliśmy mu spokoju. Wszystko szło po mojemu, gdyby nie te poniedziałkowe popołudnie. Szedłem w pelerynie-niewidce z Łapą, bo planowaliśmy skoczyć na piwo kremowe do Hogsmeade. Na drodze spotkaliśmy Lily i Snape'a. Namówiłem Syriusza, żeby podsłuchać to o czym rozmawiają. Ustaliśmy w bezpiecznej odległości. Nie wierzyłem własnym uszom.
-Sev, wiem, że to wszystko sprawka Pottera.- mówiła łagodny głosem.
-Lil, ja przepraszam. Tyle się przeze mnie wycierpiałaś. Wybaczysz mi? Ja.. ja chciałbym... chciałbym się.. dalej.. z.. z Tobą przyjaźnić.- troszkę śmieszyło mnie te jego jąkanie.
Zamarłem. Oboje zamarliśmy w niepewności.

*     *     *     *     *     *     *     *     *     *
Oto i jest! Długo zajęło mi pisanie tego rozdziału, starałam się jak szalona, ale wyszedł bardzo słabo. Następne będą lepsze. Postanawiam poprawę, a Was, kochani czytelnicy, proszę o czytanie, komentowanie i polecanie innym. :)
Wasza Fleur :*

Pamiętnik Huncwota #5

Już odświeżeni, piękni, pachnący czekaliśmy w pokoju wspólnym na dziewczyny. Peter z Remusem, mimo że się przeprosili, nadal ze sobą nie rozmawiają. Nie był to pierwszy raz, gdy wychodzimy z dziewczynami. Czasem to Luniek brał Lilkę, bo chcieli pogadać, a pozostałe szły, bo nie chciały siedzieć w zamku. Mimo to, najczęściej, nasze wypady do Hogsmeade były typowo męskie. Teraz było inaczej. Szliśmy bez Syriusza i Dorcas. Szczerze trzymałem za nich kciuki. Łapa zasłużył na szczęście, a nawet jeśli się nie uda to zyska dobrą lekcję. W końcu i one zeszły do pokoju wspólnego. Wyglądały zniewalająco. Szczególnie Lily. Miała na sobie granatową prostą sukienkę i szary sweterek. Włosy wyjątkowo dziś się jej kręciły. Nie potrafiłem oderwać wzroku od niej. Tak samo zaaragowali pozostali. Remus i Peter aż otworzyli usta widząc Marlenę. Syriusz, tylko przygryzł wargę na widok Dorcas. 
-Wow, dziewczyny, wyglądacie wyśmienicie!- zachwycał się Łapa. 
One lekko się zaczerwieniły. Black nie czekając na nic wziął Meadowes pod rękę i wyszli. Chwilę odczekaliśmy po ich wyjściu i sami też poszliśmy. Podczas drogi żartowaliśmy i śmieliśmy się cały czas. Po chwili wpadł na nas Snape, o którego istnieniu już zapomniałem. 
-Sorki, nie widzieliście może Syriusza? Muszę mu coś koniecznie powiedzieć.- mówił rozmarzonym głosem. 
Chóralnie odpowiedzieliśmy, że nie. Smark szybko ruszył do Hogsmeade w poszukiwaniu naszego przyjaciela. Z chłopakami spojrzeliśmy po sobie znacząco. Nie ma co. Plan wypalił i to perfekcyjnie. Podczas tej krótkiej konfrontacji nawet nie spojrzał na Lily, która poczuła się dziwnie przez taki obrót sprawy. Tak mi się przynajmniej wydawało. Nie wiem czy to było uczucie ulgi czy zawiedzenia. Mam nadzieję, że to pierwsze. Szliśmy dalej, teraz śmiejąc się ze Ślizgona. Poszliśmy do Trzech Mioteł i zajęliśmy stolik. Zamówiliśmy dla dziewczyn po lampce Sherry a sobie ognistą. Widziałem jak to jeden to drugi nadskakiwali Marlenie. Chciało mi się śmiać, ale tego nie zrobiłem. Oni też nigdy się ze mnie nie śmiali. Lily siedziała obok mnie, uśmiechała się. Znałem każdy jej uśmiech. Ten należał do tych sztucznych, grzecznościowych. Chciałem z nią jakoś o tym pogadać, bo Remus chyba nie koniecznie był nią zainteresowany. Nawet już otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, gdy do pubu weszli Syriusz i Dorcas. Trzymali się za ręce, uśmiechnięci, szczęście aż od nich biło. Na dodatek się jeszcze z czegoś śmieli. Podeszli do nas i się dosiedli na chwilę. 
-Szukaliśmy was.- zaczęła Meadowes.
-Nawet nie wyobrażacie co się stało..- kontynuował Łapa.
-Daj mi opowiedzieć!- przerwała brunetka, nadal ściskając rękę mojego przyjaciela.
Wszyscy już wtedy, śmialiśmy się jak szaleni. Dogadywali się jak nigdy. Jakby byli ze sobą od zawsze. Szkoda, że nikt nie widział wcześniej, że tak do siebie pasują. 
-No mówcie, bo uschniemy tu.- rzucił Peter. 
Para spojrzała po sobie.
-No to było tak..-mówiła dziewczyna.- siedzimy sobie w kawiarni, tak niepozornie, a tu nagle wbiega Smarkeus.- przerwała i zwróciła się do madame Rosmerty- Kolejka ognistej dla wszystkich. Podchodzi do naszego stolika, klęka przed Syriuszem i mówi, że jest w nim po uszy zakochany. No poważnie wam mówię. Ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Żeby tego było mało, mówi, żeby dał mu szansę, bo on nie wytrzyma bez niego. 
-No i w tym momencie się zdenerwowałem, wyjąłem różdżkę i kazałem mu się wynosić, póki nie zrobiłem mu krzywdy. On się rozwył. 
Wszyscy zaczęli się śmiać. Barmanka podała nam whisky. Nie wiedziałem, że nasz Smark aż tak się wkręci. Spojrzałem na Lily. Jej śmiech był wymuszony. Widziałem ból w jej oczach. Poczułem się jak potwór. Dorcas nigdy chyba się aż tak nie rozgadywała.
-Nie sądziłam, że Snape jest gejem, tym bardziej po tym co mówiłaś.- tu zwróciła się do szatynki, ale zaraz znów mówiła do wszystkich- Jednak orientacja zmienną jest. Tylko ciekawi mnie co takiego widzi w Syriuszu. 
-No, przyznaj, że nie jednej serce podbiłem. Czułem, że chłopakom też się podobam.- brunet skromnością się nie poszczycił. 
Rozmowy się ciągnęły, ale ja i tak nie mogłem oderwać się od Lily. Smutek i ból zniknęły z jej oczu. Teraz widniał w nich jedynie gniew. Dopiła alkohol ze szklanki i tym razem to ona zamówiła kolejkę. Nigdy nie widziałem, żeby aż tyle piła. Stop. Ona prawie w ogóle nie piła. Czasem piwo kremowe lub lampkę Sherry. Teraz kończyła już drugą szklankę whisky i wcześniej piła wino. Postanowiłem wrócić do rozmowy, żeby nie zdenerwować jej jeszcze bardziej.
-... wtedy wpadłem na ten super pomysł.- kończył Remus.
Nawet nie wiedziałem o jakim pomyśle mówi. Śmiali się to ja razem z nimi. Nawet nie zauważyłem, kiedy Rosmerta doniosła kolejne dwie szklanki ognistej dla Evans. Za jednym razem dopiła je, rzuciła pieniądze na stolik i wstała. Nikt poza mną chyba tego nie widział. Odeszła od stołu. Wyrwałem zaraz za nią. Dopiero, wtedy pozostali zauważyli co się dzieje.
-Zostańcie.- rzuciłem i pognałem za nią. 
Wypadłem z Trzech Mioteł i zobaczyłem ją. Szła chwiejnym krokiem w stronę Hogwartu. Dołączyłem do niej. Płakała.
-Oszalałaś? Jak wrócisz w takim stanie do szkoły to od razu dostaniesz szlaban. Wiem na własnej skórze. Chodź, zaprowadzę cię.. gdzieś indziej.- próbowałem ją objąć. 
Odsunęła się ode mnie i zaczęła iść szybciej. Nie miałem pojęcia o co chodzi. Próbowałem ją zatrzymać. W końcu ustała.
-Spieprzaj, Potter. Po co to robisz? Najpierw upokarzasz mnie na tle całej szkoły, tym swoim głupim "umówisz się ze mną, Evans?", a teraz jeszcze zrobiłeś Snape'a gejem upijając go amortencją. Myślałeś, że się nie domyślę? Domyśliłam się, gdy podszedł do nas i pytał o Blacka. Głupia nie jestem! Ja Ci zaufałam, a Ty... Ty tak bezczelnie to wykorzystałeś! Zostaw mnie w spokój!
Łzy leciały jej z oczu. Dawno nie widziałem jej, aż tak zdenerwowanej. Czułem jak i mnie wytrąca z równowagi. 
-Myślisz, że to robię, żeby z Ciebie zakpić?! Nie pomyślałaś, że mogłem się w Tobie naprawdę zakochać? Że naprawdę chcę się z Tobą umówić? Nie pomyślałaś, że latam za Tobą od piątego roku, dlatego że Cię kocham? Że mi zależy? Mam już dość, że nawet mnie nie zauważasz..


Teraz to i ja płakałem. Nie potrafiłem zahamować płynących kropel z moich oczu. Nie wierzyłem, że właśnie wyznałem jej miłości i to w taki sposób. Jakbym robił jej przez to wyrzuty. Właściwie to zrobiłem jej przez to wyrzuty. Jezu, James, ale z Ciebie idiota. Patrzyła na mnie tymi swoimi ślicznymi zielonymi oczami pełnymi łez. Odwróciła się na pięcie i zaczęła znów iść. Po chwili już biegła. Pognałem za nią. 
-Lily! Czekaj! Błagam!- krzyczałem za nią.-Stój! Przepraszam! Lily!
Ona nie przestała biec, ale ja zrezygnowałem. Właśnie straciłem swoją szansę na jej miłość. Brawo, Rogacz. Nigdy bardziej siebie nie nienawidziłem. Wróciłem do pubu. Miałem gdzieś to, ze jestem zapłakany. Podszedłem do baru. Kupiłem butelkę ognistej i wyszedłem. Chłopaki próbowali że mną pogadać,  ale kazałem im spadać. Wyjąłem papierosa i szybko go spaliłem. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Do Hogwartu nie wrócę. Szybkim krokiem ruszyłem do Wrzeszczącej Chaty. Wpadłem do pokoju Remusa, bo tylko tam było łóżko. Odkręciłem butelkę i duszkiem wypiłem jedną trzecią jej zawartości. Jamesie Potterze, jesteś największym debilem na świecie. Straciłeś ostatnią szansę na miłość. Spaliłem kolejnego papierosa i dopiłem whisky.

*     *     *     *     *     *     *    *     *     *
No i macie! Wyczekiwane wyjście do Hogsmeade kończy się tragicznie.. Zdecydowanie lepiej mi się pisze kłótnie i smutne momenty od takich miłości i radości. Mam nadzieję, że się podoba, bo wymagało to ode mnie mnóstwa weny i wysiłku.
 Jeszcze jedna sprawa.. Bylibyście zainteresowani, krótkimi historiami pozostałych bohaterów? Coś o Marlenie, albo Dorcas. Chętnie napiszę miniaturkę o Glizdku (ostatnio intryguje mnie jego postać), ale to zależy od Was. Jeśli byście chcieli coś takiego to dawajcie mi znać pod tym postem. 
Całuję, Fleur :*
Czytasz = komentujesz!

Statystyka

123 Lorem ipsum

Popularne posty

Obserwatorzy