Pamiętnik Huncwota #11

Nie mogłem uwierzyć w to, co miało dziś nastąpić. Ja, Evans, Hogsmeade. Randka. Po tak długim czasie w końcu się zgodziła. Nie ma nic, co bardziej by mnie cieszyło. Stałem w pokoju wspólnym i czekałem na moją piękność. Miałem na sobie czarne spodnie, niebieską koszulę i płaszcz. Po pięciu minutach usłyszałem tupot butów na schodach. Wyglądała zniewalająco. Miała na sobie jeansy, żółty sweter i ciemny płaszczyk. Włosy spięła w warkocz. Nie mogłem się napatrzeć. Niby tak jak zawsze, a jednak lepiej. Wziąłem ją pod rękę.
-Wyglądasz pięknie.- szepnąłem jej do ucha.
Na dworze było chłodno. Pierwszy śnieg już opadł, a chmury spowiły niebo. Szliśmy śmiejąc się i opowiadając historie, w których jedno z nas nie uczestniczyło. To ona, to ja. Nadal nie potrafiłem nacieszyć się samą jej obecnością, mimo tak trudnych czasów. Trzeba było uważać co, gdzie i przy kim się mówi. W końcu od siedmiu lat żyliśmy w stanie wojny z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Staraliśmy się o tym nie rozmawiać. Nawet się nie zorientowaliśmy, gdy byliśmy już w Hogsmeade. Kierowaliśmy się ku Trzem Miotłom, gdy przed nami wyrosły dwie zakapturzone postaci. Skręciliśmy w boczną uliczkę, ale oni podążyli za nami. Wiedziałem, co się święci. Śmierciożercy. Wyciągnąłem różdżkę i Lilka zrobiła to samo. Staraliśmy się udawać, że ich nie widzimy. Zza rogu wyszedł kolejny. Stanęliśmy. Oni też. Evans popatrzyła się na mnie przerażonymi oczami. Sam nie wiedziałem, co zrobić. Czekaliśmy na ich ruch. Jeden ze Śmierciożerców, którzy szli za nami, podszedł bliżej nas. 
-Proszę, proszę. No i mamy słynnego Pottera i jego szlamę Evans. Tyle lat temu skończyłem tą nędzną szkołę, ale dalej słyszę, co się w niej dzieje.- powiedział i zdjął kaptur.


Nie miałem problemu z rozpoznaniem go. To Lucjusz Malfoy. Malfoyowie to jeden z najstarszych rodów czarodziejów. Kiedyś jego rodzice przyjaźnili się z moimi. Przestali nas odwiedzać, odkąd trafiłem do Gryffindoru, a nie Slytherinu. Byli tak bardzo zawiedzeni. Szybko skojarzyłem fakty. Lucjusz ożenił się z Narcyzą, kuzynką Syriusza. Jest Śmierciożercą. Więc osobą stojąca po jego prawicy musi być jego małżonka. Narcyza jest Śmierciożercą! Wciąż zapominam, że tylko Syriusz to ten dobry. Po chwili i ona zdjęła kaptur i odsłoniła swoje piękne, długie, blond włosy. Nie pomyliłem się.
-Czego on nas chcecie?- rzuciłem. 
-Ty i Twoi, pożal się Merlinie, kumple jesteście najlepszymi czarodziejami w Hogwarcie. Chyba już wiesz, co mam na myśli.
-Skąd..- nie zdążyłem skończyć.
-Pytasz, skąd to wiem, a stąd- rzekł i wskazał trzecią zakapturzoną postać. 
Śmierciożerca zdjął kaptur i oboje poznaliśmy kto to. Severus Snape. To dlatego tak opowiadał Lily o Sami-Wiecie-Kim i jego wysłannikach. Dziewczyna, nie myśląc nic, pognała i przytuliła się do wroga. Wciąż zapominałem o tym, że nadal są przyjaciółmi. Poczułem się zdradzony. 
-Widzisz, Potter, Twoja szlama już wybrała, po której woli stać stronie. Twoja kolej- rzucił Malfoy.
Na te słowa Lilka odsunęła się od Smarka i znowu podeszła w moją stronę. Minęła mnie i stanęła twarzą w twarz z Lucjuszem. Różdżkę trzymała wyciągniętą w jego stronę. 
-Możesz mnie nazywać jak chcesz, ale nigdy w życiu nie będę takim tchórzem jak Ty. Nigdy z życiu nie stanę po tej złej stronie, tylko dlatego, że tak jest dla mnie wygodniej. Może i jestem szlamą, ale nigdy nie zniżę się do Twojego poziomu- wycedziła i zwróciła się twarzą do swojego przyjaciela.- Myślałam, Sev, że chociaż raz postąpisz słusznie. Jesteś takim samym tchórzem jak oni!- rzuciła wskazując Malfoy'ów.
Po raz pierwszy słyszałem u niej taką gorycz i stanowczość. Snape podniósł dumnie głowę do góry.
-Żadna szlama nie będzie mi mówić, co mam robić.- rzekł.
Nie wierzyłem własnym uszom. Obraził ją po raz drugi. Podniosłem rękę i rzuciłem w niego Drętwotą. Evans chwyciła mnie za rękę. Poczułem podskok w żołądku i zrobiło mi się czarno przed oczami. Zamrugałem kilka razy i byliśmy już w zupełnie innym miejscu. Ulica jakiegoś małego mugolskiego miasteczka.
-Lily.. Ty byłaś niesamowita.. Znaczy jesteś... Znaczy...- nie potrafiłem się wysłowić. 
-Cicho- stanowczość nie znikła z jej głosu.- Chyba coś mi obiecałeś, zanim, no. 
-Ale nawet nie wiem, gdzie jesteśmy. Nigdy nie chodziłem po mugolskich ulicach.
-Chodź, pójdziemy na kawiarni- pociągnęła mnie za sobą.- Zawsze w wakacje przyjeżdżaliśmy tu z rodzicami na kawę i ciastko. Później chodziliśmy po pięknie oświetlonych starych uliczkach. 
Weszliśmy do jednych z drzwi jakiejś kamienicy. Wszystko miało taki fajny klimat. Poczułem się, jakbym cofnął się w czasie o trzydzieści lat. Usiedliśmy do jednego ze stolików i wzięliśmy karty. Nie znałem ani jednej z tych nazw, więc zamawianie pozostawiłem mojej towarzyszce. Kiedy kelnerka odeszła od nas, mogłem spokojnie zacząć rozmawiać.
-Lilka.. przykro mi. Nie sądziłem, że Snape... no wiesz.- wolałem nie wypowiadać tych słów.
-Przestań. Dobrze wiedziałam, że tak to się skończy. Zresztą..- nie dokończyła, bo z oczu popłynęły jej łzy.
Szybko objąłem ją ramieniem. Ona wtuliła się w mój tors. Tak bardzo chciałem ją ochronić przed całym złem tego świata. Przed Snape'm. Przed Voldemortem i jego ludźmi. Przed bólem i cierpieniem. Przed samym sobą. Już przekonałem się na własnej skórze, jak bardzo potrafię ranić. Ostatnią rzeczą jaką chciałbym teraz zrobić, to ją zranić po raz drugi. Czułem jak moja koszula robi się mokra. Delikatnie chwyciłem jej brodę i podniosłem do góry tak, że teraz patrzyliśmy sobie w oczy. Jej były całe zaczerwienione.
-Lily, nie płacz. Nie jest tego wart. Pamiętaj, jesteś silniejsza niż myślisz.- wypowiedziałem, a jej wzrok błądził po moich ustach.
Wiedziałem co to oznacza, ale nie chciałem psuć tej chwili. Tej ciszy, która nastała między nami. Zbyt dużo niewypowiedzianych słów. Oboje czuliśmy tą przepaść, która z każdą chwilą zmniejszała się o mile. Wreszcie poczułem, że miedzy nami nie ma już nic, że wystarczy zrobić krok. Chciałem pokonać ten dystans, ale kelnerka znów wróciła do naszego stolika. Odsunęliśmy się od siebie jak poparzeni. Dostaliśmy dwie kawy i jakieś ciasto. Nie znałem się na mugolskim jedzeniu. Dziewczyna wzięła filiżankę do ręki i upiła mały łyk. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Ona zaś wpatrywała się w swój napój.
-Nie tak wyobrażałam sobie naszą pierwszą randkę.- powiedziała w końcu, dorzucając lekki uśmiech.
-Nie tylko Ty.- zaśmiałem się bez cienia radości.- Przynajmniej będziemy mieć co dzieciom opowiadać.
-Albo chociaż przyjaciołom- odparła i szybko zmieniła temat.- Zauważyłeś, że ostatnio Remus jest trochę bardziej skryty i jakoś zbyt często zaszywa się w bibliotece. Trochę mnie to niepokoi.
-To przez Glizdogona, a właściwie Marlenę. Chyba wiesz, co mam na myśli.
Przytaknęła. Później rozmawialiśmy głównie o szkole. Nie wracaliśmy do tematu Snape'a czy Śmierciożerców. Gdy opróżniliśmy nasze filiżanki i talerzyki, przypomnieliśmy sobie, że nie mamy mugolskich pieniędzy.
-Poczekaj, załatwię to- powiedziała moja towarzyszka.
Wyjęła galeon z kieszeni i zawołała kelnerkę. Szepnęła jej to i owo. Ta pomknęła na zaplecze i wróciła z jakąś kobietą. Mogła być około pięćdziesiątki.
-Dzień dobry, pani Goodfly. Takie z nas dziś niezdary i zapomnieliśmy funtów. Czy moglibyśmy zapłacić galeonami?
-Witaj, kochana. Nic nie szkodzi. Daj mi tą monetę i zmykajcie szybciutko, bo już bardzo późno.
Kobieta miała rację. Na zegarku widniała już godzina osiemnasta. Od trzech godzin powinniśmy być w zamku. Lily podała kobiecie galeona i grzecznie się pożegnała. Wyszliśmy z kawiarni. Uderzył w nas powiew zimowego wiatru.
-Zadziwiasz mnie, Lily. Z każdą chwilą coraz bardziej.
Splotła nasze palce i zamknąłem oczy. Poczułem znajomy podskok w żołądku. Gdy ponownie podniosłem powieki, staliśmy już w Hogsmeade. Nie mogliśmy iść ścieżką, bo wrota były już zamknięte, a Filch zaraz by nam wlepił szlaban. Poprowadziłem dziewczynę do Miodowego Królestwa.

*     *     *     *     *      *     *     *      *     *
Cześć, kochani! Wiem, że długo mnie nie było. Mam nadzieję, że rozdział jest w miarę ok.. Nie wiem, kiedy pojawi się następny, pewnie nieprędko, ale postaram się jak najszybciej. 
Przepraszam.
Buziaki, A.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział :) Bardzo mi się spodobał. Napisany tak... luźno? Nwm, tak czy siak czekam jak rozwiną się dalsze relacje Lily i Jamesa. Szkoda trochę Remusa, że taki smutny ciągle z powodu Glizdkiem i Marlena :/
    Życzę Ci tylko weny i więcej czytelników :)
    ~Nika~

    OdpowiedzUsuń
  2. Dosyć interesująca randka, tylko szkoda, że musiała się w taki sposób potoczyć. Biedna Lily, niby wiadomo że Snape w końcu postąpiłby w taki sposób, ale jednak...
    Jestem również ciekawa jak rozwiążesz sprawę Marleny.
    Rozdział bardzo mi się podobał, oby więcej takich *_*

    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń

Statystyka

123 Lorem ipsum

Popularne posty

Obserwatorzy