Pamiętnik Huncwota #4

Tej nocy byłem tak podekscytowany, że nie mogłem zasnąć. Dopiero około drugiej, może trzeciej udało mi się. Nie wiem czy bardziej cieszyłem się na wyjście z Lily czy ujrzenie Smarka pod działaniem amortencji. Obudziłem się dopiero około dziesiątej. Mimo późnej pory, to nie wstałem jako ostatni. Remus i Peter jeszcze smacznie spali. Założyłem okulary i dosiadłem się do Syriusza, który aktualnie przeglądał mapę. Czułem potrzebę rozmowy z nim.
-Przyjacielu, powiedz mi szczerze, podoba Ci się Dorcas? Czy tylko lgniesz do niej, dlatego że Cię odepchnęła?
Łapa uśmiechnął się, odłożył pergamin i wstał. Rzuciłem mu pytające spojrzenie.
-Znasz mnie. Jest bardzo ładna. Możliwe, że najładniejsza. A ja... chyba się zmieniam. Ona.. jest intrygująca. Nie wiem co, ale coś mnie do niej ciągnie... Tak, chyba mi się podoba.- odparł i zaczął się ubierać.

Wstałem i zacząłem robić to samo. Może, nie można tego było nazwać rozmową, ale nam to zdecydowanie wystarcza. Zawsze jak chcemy szczerze pogadać to, to tak wygląda. Założyłem pierwszą lepszą koszulę w kratkę i jeansy. Black zrobił podobnie. Razem wyszliśmy z dormitorium. W pokoju wspólnym było kilka osób. Przywitaliśmy się, rzucając krótkie "cześć" i poszliśmy dalej. Przechodząc przez Grubą Damę liczyliśmy, że natkniemy się na Snape'a, który chciałby wyznać miłość mojemu kumplowi, ale tak się nie stało. Gdy dotarliśmy do Wielkiej Sali, uświadomiliśmy sobie, że tu też go nie ma. Korciło mnie, żeby wyśmiać Smarka, ale nigdzie go nie spotkaliśmy. Dosiedliśmy się do dziewczyn, które chyba już kończyły jeść. 
-Cześć, laski!- przywitał się Łapa.- Co z Was takie poranne ptaszki?
-Normalnie.- odparła szorstko Dorcas.- Jakie jest prawdopodobieństwo, że dasz mi dziś spokój i zapomniałeś o tej chorej randce?
Syriusz zaczął udawać zamyślonego i liczył coś palcem w powietrzu. Po chwili odparł.
-Z moich obliczeń wynika, że żadne. 
Zaczął się droczyć z brunetką. Popatrzyłem na pozostałą dwójkę dziewczyn. Postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze. Nie byłbym sobą, gdybym tego nie zrobił. Uśmiechnąłem się i poprawiłem okulary.
-Lily, może jak już Łapa umówił się z Dorcas, to Ty umówisz się ze mną? Marlena mogłaby iść z Peterem..- zacząłem, ale zauważyłem niezadowolenie na jej twarzy.- No, proszę. 
-Daruj sobie. Ciesz się, że w ogóle z wami idziemy.- odparła.
Święta trójca najpiękniejszych Gryfonek wstała i odeszła od stołu. Zapewne ruszyły do wieży Gryffindoru. Nieodmiennie zaskakuje mnie ich przyjaźń. Marlena McKinnon, piękna blondynka. Uważana za najładniejszą dziewczynę w szkole. Słodka, niewinna, urocza. Można przyrównać ją do małego kociaka. Możliwe, że nie jeden do niej wzdycha. Dorcas Meadowes, równie śliczna brunetka. Tajemnicza, groźna, nieobliczalna. Siała postrach. Gdyby Sami-Wiecie-Kto ją znał to chciałby ją w swoich szeregach. Jest zupełnym przeciwieństwem Marleny, mimo to były najlepszymi przyjaciółkami. Lily Evans, najpiękniejsza z wszystkich. Inteligentna, urocza, trochę wredna. Mimo wszystko- idealna. Zawsze trochę odstawała od reszty. Wiecznie z nosem w książkach. Gdy czytała coś ważnego, wykrzywiała lekko usta w słodki grymas. Nie potrafiłbym sobie wyobrazić życia bez niej. Przecież do siebie pasujemy. 
Zjedliśmy śniadanie i mieliśmy już wstawać od stołu, gdy dołączyli pozostali. Widocznie byli ze sobą pokłóceni. Spojrzałem znacząco na Łapę. 
-Ja biorę Remusa a Ty Petera.- powiedziałem. 
Ten tylko przytaknął. Zawsze to ja z nich dwóch najlepiej dogadywałem się z Lunatykiem. Mimo to, za najlepszą przyjaciółkę uważał Lily. To jej się zawsze zwierzał. Czułem się trochę zazdrosny. Tylko nie wiem o kogo bardziej. Nigdy nie widziałbym Lupina z Evans jako para. Po prostu nie. On nie byłby w stanie mi tego zrobić. Teraz zastanawiało mnie o co znowu im poszło. Rzadko kiedy się kłóciliśmy. We czwórkę byliśmy bardzo zżyci i nie robiliśmy sobie wyrzutów za byle co. To musiało być cod poważnego. W ciszy poczekaliśmy aż zjedzą. Glizdek prawie nic nie tknął. Czyli było bardzo źle. Jako pierwszy podniósł się z miejsca. Syriusz ruszył za nim i razem wyszliśmy z sali. Wiedziałem, że poszli do dormitorium, więc poprosiłem Remusa, żeby poszedł że mną na błonie. Wychodząc z zamku poczułem lekki powiew zimnego powietrza. Wrześniowe słońce nie grzało już tak jak wcześniej. Szliśmy powoli.
-Luniek, co się stało? O co pokłóciłeś się z Peterem?- zapytałem niepewnie. 
Wiedziałem, że nie chce o tym rozmawiać, ale nie chciałem odpuścić. Musimy znać obie wersje.
-Chyba nie chcę o tym gadać, James. 
-Mi możesz wszystko powiedzieć, przecież wiesz. Zależy mi, żebyśmy byli jak bracia. Żeby było dobrze.
-James, jak Ty byś się czuł... Albo inaczej... Dlaczego tak nienawidzisz Snape'a? Przecież nic Ci nie zrobił.
Czułem, że ta rozmowa biegnie w złym kierunku, mimo to postanowiłem brnąć.
-To chyba logiczne. Byłem zazdrosny. Nadal jestem. Jestem cholernie zazdrosny o Lily. Nie potrafię.. Zresztą nieważne. Co to ma wspólnego z Peterem i Tobą?- zapytałem, nie chcąc dalej mówić o swoich uczuciach.
-Właśnie. Zazdrość. Mi.. Ja.. Ja zakochałem się z Marlenie. No i Peter też. Zaczęliśmy się kłócić. On powiedział...- nagle przerwał i przygryzł wargę.- Powiedział, że ona nigdy nie chciałaby takiego potwora jak ja.- Z jego oczu popłynęły łzy. 
Szybko go przytuliłem. Byłem wściekły na Glizdka. Jak on mógł coś takiego powiedzieć. Jak mógł zranić Remusa w tak okropny sposób. Przyjaciele tak nie robią. 
-A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ma rację.- mówił przez szloch. 
-Nawet tak nie mów. Dobrze wiesz, że to nieprawda. Powiedział tak, bo był zdenerwowany. Wiem, to go nie usprawiedliwia, ale zrozum.. Wiem jak się czuje. Wiem jak Ty się czujesz. No, nie płacz już.- odparłem i poklepałem go pocieszająco po plecach. 
Razem ruszyliśmy w znane nam dobrze miejsce. Za skały, które są zaraz za bijącą wierzbą, a przed Zakazanym Lasem. Ukucnęliśmy, a ja wyjąłem paczkę papierosów. Może trochę to nie pasujące do nas. Bawiliśmy się w mugolskie używki. Wiedziałem jak pocieszyć przyjaciela. Jedynie Peter nie palił. 
-Wiesz, moim zdaniem, masz większe szanse u McKinnon niż Peter.- rzuciłem.
Może było to nie fair w stosunku do drugiego Huncwota, ale musiałem jakoś poprawić humor Luńkowi. Nie lubiłem, gdy był smutny. Dopaliliśmy i wróciliśmy do zamku. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy na zegarku wybiło południe. Za godzinę byliśmy umówieni z dziewczynami. Postanowiliśmy wziąć prysznic. W końcu każdy z nas chciał wypaść jak najlepiej. W dormitorium czekali już na nas Black i Pettigrew. Glizdogon przeprosił Remusa. Czułem, że nie było z własnej nieprzymuszonej woli. Mój brat kazał mu to zrobić. Byłem pewny. Mimo to, Lupin wybaczył mu te okropne słowa. Wiedziałem, że nie będzie jak dawniej dopóki obaj kochają tą samą dziewczynę. Nie myśląc o tym długo ruszyłem do łazienki.

*     *     *     *     *     *     *     *     *     *
Jestem taka okrutna i nie dałam Wam tu wyczekiwanych "randek" XD 
Nadal trochę suche, ale obiecuję, że już od następnego zacznie się akcja i to tak na dobre. Muszę się jakoś powoli wprowadzić w częste pisanie i dlatego to tak.
 Mam nadzieję, że się podoba, bo pisałam go dwa razy :)
Pozdrówka, 
Fleur :* 

Pamiętnik Huncwota #3

Dedykuję ten rozdział MonaVeerax3, która chyba jako jedyna mnie czyta :) Dziękuję, że ze mną jesteś :* Kochana, pamiętaj, że czekam na kolejny u Ciebie! :3


-Kto tam?
Szybko owinąłem biodra ręcznikiem i moim oczom ukazała się kasztanowowłosa piękność. Muszę przyznać, że nawet z rana jest śliczna. Na mój widok lekko się zaczerwieniła i odwróciła wzrok.
-Przepraszam, jest tak wcześnie, nie sądziłam, że ktoś tu będzie..- zaczęła się tłumaczyć. 
-No co Ty, Lilka, nigdy chłopaka w samym ręczniku nie widziałaś?- zaśmiałem się, ale dobrze znałem odpowiedź.- Już lecę, no chyba, że chcesz, żebym został tu z Tobą.- zaproponowałem, dodając huncwocki uśmieszek.
-Spadaj, Potter.- rzuciła.
Zebrałem swoje rzeczy i mimo swojej półnagości wyszedłem demonstracyjnie z łazienki. Usłyszałem jedynie śmiech za sobą. A to wredota. Przeszedłem pół Hogwartu w samym ręczniku, ale na szczęście (a może nieszczęście?) nikogo nie było. Nie mogłem tego jednak powiedzieć o wieży Gryffindoru. W pokoju wspólnym natknąłem się na kilku pierwszo- i drugorocznych. Jak ja nie znoszę tych gówniarzy. W dormitorium czekali na mnie już Łapa i Glizdek. Mój "brat" już otworzył buzię by skomentować moją "stylizację", a raczej jej brak. Jednak go uprzedziłem.
-Nie pytajcie. Evans.
No i wszystko było jasne. Wziąłem czyste rzeczy i poszedłem się ubrać. Razem poszliśmy do Wielkiej Sali na śniadanie. Po chwili dołączyły też dziewczyny. Marlena i Dorcas usiadły na przeciwko nas. 
-Dlaczego nie ma Remusa?- zapytała swoim słodkim głosem McKinnon. 
-Rozchorował się przez noc i z rana poszedł do skrzydła. Później się pojawi.- odparł Peter, wpatrując się w blondynkę.
Jeszcze przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy, jakby chcieli coś sobie jeszcze powiedzieć. Czyżby nasz Glizduś się zakochał? Nie, to niemożliwe. Marlena była uważana za najładniejszą dziewczynę w szkole. Nie mówię, że Pettigrew nie jest przystojny, bo jakby nie patrzeć, należy do naszej paczki. Nie bez powodu jesteśmy uważani za czwórkę najprzystojniejszych Gryfonów. Ale to nadal nasz Peter. Dobra, nie wtrącam się. Jak będzie chciał to sam nam powie. Tymczasem do sali weszła ona. Od razu zwróciłem na nią całą swoją uwagę. Gdy zauważyła mój wzrok, lekko się zaczerwieniła. Czyżby dumna Evans peszyła się na mój półnagi widok? Jeszcze się przyzwyczai. Teraz usiadła obok dziewczyn i zaczęła z nimi rozmawiać na temat dzisiejszych lekcji. To będzie ciężki dzień. Brak Remusa zawsze nam doskwierał na lekcjach. W końcu on był tym najmądrzejszym.
-Ten żart dla Smarka to za mało. Trzeba coś jeszcze wymyślić, braciszku.- wyszeptał Syriusz, uśmiechając się znacząco.- No i już chyba wiem co.
-Co? 
Powiedział mi i oboje zaczęliśmy się śmiać. Niech no tylko Lunio się o tym dowie. 
-Z czego się tak smiejecie?- zapytała moja ukochana. 
Raptownie przestałem się śmiać i spojrzałem jej głęboko w oczy. Nie wiem, co wtedy widziałem. Chyba był to żal. 
-Nic co moglibyśmy Ci powiedzieć, Liluś.- odparłem.- No, chyba że się ze mną umówisz, co?
-Prędzej Syriusz będzie gejem.- rzuciła opryskliwie. 
Czy ona nigdy nie da mi szansy.. Zrobiłem minę zbitego psa. W sumie bardziej jelenia. Black postanowił po raz kolejny spróbować z Dorcas.
-Dor, kochana, to jak będzie? Ja, Ty, jutro, Hogsmeade? 
-Jak się z Tobą umówię to dasz mi spokój i więcej nie będziesz mnie męczył?- odparła zniesmaczona. 
Ta dziewczyna jest za twarda dla niego. Nieugięta. Wręcz nienormalna. Nie ma szans. "Łapa dostaje kosza", zapiszę sobie w kalendarzu, jak po randce przyjdzie do mnie się żalić. To ja będę się z niego śmiać a nie on ze mnie. 
-Dobra, jeśli powiesz mi to na koniec.- odpowiedział z uśmiechem. 
To jest niewyobrażalne. Nawet Meadowes zgodziła się iść z Syriuszem na randkę, a ja nie mam najmniejszych szans na jakiekolwiek wyjście z Lily. No dzięki. Brakuje, żeby Peter wyrwał Marlenę i Snape jakąś ślizgońską modelkę. Ten świat powariował. Na szczęście było już późno i poszliśmy na lekcje.

*          *          *

Jak zwykle w dormitorium, czekał na nas Remus. Już cały, bez żadnych zadrapań i ran. Nigdy nie rozumiałem jak wilkołak może zranić sam siebie, ale nie to teraz było istotne. W wolnym czasie, mój kochany przyjaciel zaczął warzyć amortencję. Kierował się książką Snape'a, że względu na to, że właśnie ten Ślizgon jest najlepszy z eliksirów i tylko on ma dopiski do każdego z przepisów. Dzięki temu wywary są mocniejsze i mają lepsze działanie. Mój druh wychylił się znad podręcznika i kociołka. 
-Tu jest dopisane, żeby dodać liść mandragory, wtedy eliksir trwa dłużej. Stosować?- zapytał niepewnie.
Pierwsze to co przyszło mi na myśl, to skąd on wziął liść mandragory. Zanim jednak zdążyłem odpowiedzieć Łapa wyrwał mu roślinę z ręki i schował do kieszeni.
-Nie ma takiej opcji. Zrobiłeś zgodnie z przepisem i wystarczy. Nie piszę się na półroczne uganianie się Smarkeusa za mną. Miesiąc mi wystarczy. Zdecydowanie.- rzucił wściekle.- Wciąż zapominacie, że jestem umówiony na jutro z Królową Ciemności. 

-Nie wierzę, że się zgodziła.- zaśmiał się Lupin.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Lunio zlał eliksir do malutkiej fiolki i podał mi. Jego zadanie wykonane. Czas na mnie. Zbiegłem do klatki schodowej Hufflepuff'u i połaskotałem gruszkę na obrazie. Wszedłem do kuchni i poprosiłem jakiegoś pierwszego lepszego skrzata o babeczkę. Przyniósł mi piękną różową maffinkę z białym kremem. Chwyciłem deser i pognałem znów na górę. Wziąłem Syriusza i podałem mu ciastko oraz amortencję. Ten delikatnie uchylił wieko fiolki. Od razu wyczułem zapach lawendy i trawy cytrynowej. Od razu pomyślałem o Lily. Na pewno mój przyjaciel poczuł coś innego. Szybko wylał zawartość na krem, który, o dziwo, "nie popłynął", tylko wchłonął wywar. Przywykłem już do tego typu zachowań jedzenia. Teraz kolej na moją pelerynę-niewidkę. Już dawno przestaliśmy się mieścić we czwórkę. Postanowiliśmy, że tylko ja i Łapa pójdziemy na tę misję. Zeszliśmy do lochów Slytherin'u, gdzie teraz powinien być Snape. Położyliśmy podręcznik i muffinkę przy wejściu do pokoju wspólnego. Doczepiając karteczkę, "Severusie, wybaczam Ci wszystko, zjedz moją babeczkę na zgodę. Znalazłam też Twój podręcznik. Lily". Może to było okrutne, że posłużyliśmy się tożsamością mojej ukochanej Gryfonki, ale tego wymagała sytuacja. Teraz zostało czekać na to co może nastąpić. Wróciliśmy do siebie. W naszym pokoju wspólnym czekali na nas już chłopaki. W sumie to tak nie do końca czekali. Remus nadrabiał lekcje z Evansówną, a Peter grał w szachy czarodziejów z Marleną. 
-Zadanie wykonane!- krzyknęliśmy jednocześnie ściągając pelerynę. 
Obaj usiedliśmy obok pozostałych. Zacząłem rozśmieszać Lilkę, która bardzo się denerwowała tym obrotem sprawy. Uwielbiałem ją taką rozzłoszczoną. 
-Dziewczyny, może miałybyście jutro ochotę na małe piwo kremowe?- zapytał w końcu Glizdek. 
-Właśnie. Skoro Dorcas idzie z Syriuszem, to wy możecie iść z nami do Trzech Mioteł.- postanowiłem też dorzucić swoje trzy grosze. 
-Niezbyt...- zaczęła moja (w sumie nie do końca) pani prefekt.
-Bardzo chętnie pójdziemy.- dokończyła za nią McKinnon. 
Byłem gotów całować ją po stopach. Po raz pierwszy wyjdziemy gdzieś z Lily razem. W sumie nie do końca, bo będą z nami inni, ale lepszy rydz niż nic.


*     *     *     *     *     *     *     *     *     *
Szczerze, jestem zadowolona z tego rozdziału. Dodaję teraz, bo nie wiem kiedy powstanie następny. Przepraszam, ale ostatnio brak mi czasu, a problemy rodzinne sprawiają, że nie mam głowy na pisanie. Bez tego słabo piszę, więc wolę chwilę odczekać i stworzę kolejny. 
Na razie nie pozostanie nic innego jak czekać :)
Buzi, Fleur :*

Pamiętnik Huncwota #2

-Ja wiem, że Twój animag to jeleń, ale muszę zapytać... Do reszty Cię łoś pokąsał? Chcesz upoić Smarkeusa amortencją, żeby nie kleił się do Lily?- Remus nie wierzył własnym uszom.
Może faktycznie pomysł nie był przedni, ale nie szkodziło spróbować. Możliwe, że byłby to żart stulecia jakby to dobrze rozegrać.
-Bracie, wiesz, że ja jestem zawsze na tak, ale średnio podoba mi się wizja Smarka uganiającego się za mną. Jeszcze inni pomyślą, że też jestem gejem, a to byłoby na moją niekorzyść. Weź pod uwagę, że planuję w tym roku pobić swój rekord w ilości dziewczyn.- Łapa także próbował jakoś wybrnąć z tego chorego kawału.
Miałem nadzieję jedynie w Peterze, który pomógłby mi w tym. Glizdogon jeszcze nigdy mnie nie zawiódł i tak było także tym razem. Od razu ucieszył się na mój pomysł. Trochę zajęło mi czasu namówienie pozostałej dwójki, a w szczególności Syriusza, który miał być najgorzej poszkodowany. W sumie to chyba nikt nie chciałby być kochanym przez Snape'a. Lunaktyk stwierdził, że umywa ręce od tego. Zawsze jakoś stronił od tego typu żartów. Nigdy nie mieliśmy do niego o to pretensji, bo nie raz sam miał dobre pomysły. Teraz, jednak musieliśmy zająć się realizacją mojego planu. Długo nie gadaliśmy, bo byliśmy zmęczeni po podróży. Chłopaki szybko pozasypiali, ale ja nie mogłem przestać myśleć o niedokończonej kwestii Lily. Muszę ją jakoś wypytać, lecz nie chciałem też na nią naciskać. Tak rozmyślając, również i ja, utonąłem w objęciach Morfeusza. 

*          *          *

Czekając na dwie ostatnie godziny lekcji, czułem się wyjątkowo pewnie. Wszystko na pierwszy rzut oka wydawało się takie jak zawsze. Lily stała z Dorcas i Marleną, Snape z Avery'm i Mulciberem. Gdy przyszedł Horacy weszliśmy do klasy i dobraliśmy się w pary. Meadowes usiadła z McKinnon, a Evans została sama. Szybko zająłem miejsce obok i teatralnie pomachałem Syriuszowi na pożegnanie. Łapa na odpowiedź przysiadł się do Remusa, tym samym zostawiając Glizdka na pastwę Franka Longbottoma. Slughorn zaczął gadać o powtórzeniu materiału z wcześniejszych lat. W sumie to go nie słuchałem. W końcu miałem obok moją Lilkę, która ,niestety, nie była mną zainteresowana. Jako ulubienica Ślimaka pochłaniała każde jego słowo. My czekaliśmy, tylko i wyłącznie, na koniec zajęć, żeby móc zacząć realizować plan. Tak też się stało. Po dwóch godzinach eliksirów, wszyscy mieliśmy już stworzone Eliksiry Na Kaszel, które jak się okazuje mieliśmy już w drugiej klasie. Zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy i wychodzić z sali, gdy Slughorn poprosił Snape'a do siebie. Peter szybko zamienił podręczniki. Teraz spadamy. Cała czwórka pognała do wieży Gryffindoru. 
-Nie wierzę, że to jednak robicie..- rzekł z niezadowoleniem Remus. 
To ja nie mogłem uwierzyć, że po tylu latach on nie zna naszych możliwości. Musieliśmy go przeciągnąć na naszą stronę. Jedynie on poradziłby sobie z uwarzeniem tak mocnej mikstury. Otworzyłem książkę Smarka na stronie, gdzie powinienem być przepis na amortencję. Wściekłem się, jak zobaczyłem dopisek tej ohydnej larwy. "Wypróbować na Lily." Po raz kolejny przekonałem się, że muszę go zabić. Pozostali zresztą też. 
-Rogacz, musimy przełożyć to. Dziś ani jutro nie dam rady. Pełnia.- wyszeptał mój przyjaciel. 
Jak ja mogłem zapomnieć. Czy, aż tak bardzo zależy mi na zemście, że zapomniałem o tak ważnej sprawie? Musieliśmy się zbierać już do Wrzeszczącej Chaty. Schowałem, jeszcze podręcznik pod poduszkę i wyszliśmy. W pokoju wspólnym natknęliśmy się na dziewczyny. Tym razem to Syriusz nie mógł przegapić tej okazji. 
-Dor, kochana, co powiesz na wspólny wypad do Hogsmeade? Bardzo mi zależy.- powiedział szarmancko. 
-Jeśli mam być kolejną na liście dziewczyn, które poderwałeś, to daruj sobie. Jak już musisz to dodaj mnie na tą listę i daj mi spokój.- rzuciła z przekąsem i odwróciła się od nas. 
Wszyscy parsknęliśmy śmiechem. No prawie wszyscy. Łapie nie było do śmiechu. W końcu to największy casanova w Hogwarcie. Nigdy żadna inna mu nie odmówiła. 
-Chłopaki, mam nowy cel. Pieprzę te wszystkie laski, które mógłbym wyrwać w tym roku. Chcę ją.- powiedział pewny siebie.
Znowu wybuchnęliśmy śmiechem. On chce poderwać Dorcas. Najbardziej tajemniczą osobę jaką dane mi było spotkać. Nie wiem czy Marlena, która jest jej najbliższą przyjaciółką, wiedziała o niej wszystko. Mimo, że jest bardzo ładna, wszyscy się jej trochę bali. Spojrzałem jeszcze ostatni raz na Lilkę, która była pochłonięta lekturą. Nie teraz, Potter. Zbliżał się zmierzch, a my nadal nie byliśmy nawet w drodze. Wyskoczyliśmy przez Grubą Damę i pomknęliśmy na błonie. Animagii nauczyliśmy się już na piątym roku. Czasem jak miałem zły humor lub po prostu było mi smutno, to się przemieniałem. Jako jeleń czułem się lepiej. Tak samo było podczas każdej pełni. Schemat był ten sam. My we trójkę byliśmy w jednym pokoju, Luniek w drugim, żeby nie zrobić nam krzywdy podczas przemiany. (Nie znano wtedy wywaru tojadowego.) Gdy ustały krzyki wychodziliśmy do niego i razem spędzaliśmy noc. Czasem było ciężej, a czasem lżej. Zależało od miesiąca. Można powiedzieć, że to jak okres, tylko trwa krócej i jest gorszy. Nie chcieliśmy zostawić go samego podczas tych ciężkich nocy. Gdy zaczynało świtać znów się rozchodziliśmy, a on wracał do ludzkiej formy. Razem wracaliśmy do szkoły, jeszcze zanim wszyscy powstawali. Odprowadziliśmy Remusa do Skrzydła Szpitalnego, a sami poszliśmy łazienki pod prysznic. Jako jedyny miałem zaszczyt kąpania się w łazience prefektów. Nalałem wodę i płyn do kąpieli do wanny, rozebrałem się i zanurzyłem. Nie lubiłem pachnieć jeleniem. Czułem się nieswojo, mimo że było to częścią mnie. Wyszorowałem całe ciało i włosy. Miałem już wychodzić, gdy do łazienki ktoś wszedł.

*     *     *     *     *     *     *     *     *     *
Tak wiem, bardzo słabe. Następny będzie lepszy, obiecuję. Cały czas staram się poprawić styl pisania i w ogóle wszystko. Mam nadzieję, że mi wybaczacie. Jak zauważyliście, nie piszę suchych faktów, bo to raczej nieistotne.Uważam, że każdy "szanujący się" Potterhead powinien je znać :) 
Pozdrawiam i ,no cóż, zapraszam na kolejny. :*
(coś mi się zepsuło i nie mogę nic wyśrodkowywać :c)

Bohaterowie

James Potter (tytułowy bohater)


Lily Evans


Syriusz Black


Remus Lupin


Peter Pettigrew


Severus Snape


Marlena McKinnon


Dorcas Meadowes


Andrea Windson (niekanoniczna)

Pamiętnik Huncwota #1

Stałem już na peronie i szukałem wzrokiem moich przyjaciół. Należałem do czwórki najprzystojniejszych Gryfonów tej dekady. Zamiast nich ujrzałem najpiękniejszą dziewczynę jaką kiedykolwiek spotkałem. Lily znów kłóciła się z tym Smarkeusem. Podszedłem do nich. Już z daleka usłyszałem fragment rozmowy.
-Lily, proszę, wybacz mi, wiesz, że tak nie myślę. Wiesz, że Cię kocham..- tłumaczył się Ślizgon.
-Nie wierzę Ci, zostaw mnie w spokój. Nie chcę Cię znać!- krzyknęła i szybkim krokiem się oddaliła.
Teraz to już nie wytrzymałem i musiałem się odezwać.
-Snape, zostaw ją w spokoju. Nie widzisz jak ją ranisz? Zapomnij o jej istnieniu, bo inaczej pożałujesz.- rzuciłem i ruszyłem w stronę oddalającej się panny Evans.
Niestety nigdzie jej już nie widziałem. Usłyszałem, jednak krzyki za sobą. Moi przyjaciele.
-Rogacz!- krzyczał Peter.- Co Ty tak pobłażliwie potraktowałeś Smarkeusa?
-Właśnie, chłopie.- wtrącił się Syriusz.- Jeszcze dwa miesiące temu byś go wykastrował. Nie poznajemy Cię.
-Jestem prefektem naczelny. Muszę się jakoś zachowywać, a poza tym jesteśmy na peronie. Poczekajcie, aż dojedziemy do Hogwartu.- odparłem z znanym nam huncwockim uśmieszkiem i wskoczyłem do pociągu.
Szybko odnalazłem przedział prefektów i usiadłem koło niegdyś rudowłosej. Teraz jednak, nabrały one pięknego kasztanowego odcienia i zakręcały się w lekkie loki. Miała na sobie zielony sweterek i jeansy. Siedziała po turecku, czytała jakąś mugolską książkę. Znając ją i jej upodobania literackie to zapewne było to dzieło Sparksa. Nawet nie zauważyła mnie. To nawet dobrze. Uwielbiałem się na nią patrzeć, gdy o tym nie wiedziała. Na przeciwko mnie usiadł Snape z jakąś Ślizgonką, która w tym roku też była prefektem. Rzuciłem mu wzgardliwe, choć jednak porozumiewawcze spojrzenie. Od pierwszego roku szczerze nie lubiłem tego chłopaka, a od ostatnich dwóch lat zacząłem nienawidzić. Nikt nie miał prawa krzywdzić mojej Evans. Nikt, a już w szczególności on. Alice Fortescue razem z Dominic'em Sulkinem z Hufflepuff'u usiedli po mojej lewej, a obok Ślizgonów zajęła miejsce dwójka Krukonów, których imion nie pamiętałem. Pociąg ruszył, a ja zacząłem zastanawiać się nad sobą. To był mój ostatni rok. Miałem ostatnią szansę, żeby rozkochać w sobie ową piękność siedzącą po mojej prawicy. Przez te dwa lata próbowałem wszystkiego, a ona nadal pozostawała nieugięta. Postanowiłem być bardziej przyjacielem niż przyszłym mężem, więc gdy oderwała się od lektury, szybko zacząłem rozmowę. Może to trochę przereklamowane, ale nigdy nie zaszkodzi zapytać, jak minęły wakacje lub co słychać. Chyba nie spodziewała się, że możemy mieć tyle wspólnych tematów. Od czasu do czasu zerkałem na Severusa, żeby wyśmiać go w duchu. "Widzisz, frajerze, ona woli tych lepszych." chciałem powiedzieć, ale dobrze wiedziałem jak on się czuje. Wiem jak to jest, gdy zżera niesamowita zazdrość i nic nie można z tym zrobić. Stop. Czy ja właśnie zacząłem mu współczuć? Jamesie Potterze, co się z Tobą dzieje? Snape zasłużył na wszystko co najgorsze. Koniec tematu. Nawet nie zauważyłem, kiedy Lily usnęła, opierając głowę na moim ramieniu. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Punktujesz, Rogacz. Nie było pisane mi, jednak nacieszyć się tym, gdyż sam szybko zasnąłem. 

*          *          *

Wychodziłem z Wielkie Sali z panną Evans z grupą pierwszaków. Dziewczyna naprawdę nadawała się na przewodnika. Szedłem w ciszy obok niej, przytłumiony jej ideałem. Ten spacer zajął nam trochę czasu, tym bardziej, że po drodze spotkaliśmy Irytka, który lubił robić kawały nowym uczniom. Postanowiłem i ja zacząć jakoś rozmowę. Przecież jestem jednym z Huncwotów. Nie potrafię zostać długo w ciszy.
-To co, Lily, umówisz się ze mną?- rzuciłem z psotnym uśmiechem. 
Dobrze znałem odpowiedź na to pytanie, jednak samą przyjemność sprawiało mi wytrącanie jej z równowagi i zwracanie na siebie jej uwagi. 
-James, naprawdę, ostatnie na co mam ochotę to użeranie się z Tobą. Wystarczająco mam z Sev.. Snape'm pod górkę.- w jej głosie usłyszałem, łatwo wyczuwalną nutę smutku.
-Co on znowu zrobił?- powiedziałem.- Obiecuję, że nic mu nie zrobię.- dodałem szybko.
-Piąta i szósta klasa były jeszcze w miarę normalne. Starałam się zapomnieć o nim, czasem przepraszał, ale nie zwracałam na niego uwagi.- przerwała.- Wraz z początkiem wakacji, stał się wręcz nienormalny.. Wysyłał listy, nachodził mnie w domu, nawet mojej mamie mówił jak to bardzo mnie kocha..- z jej oczu popłynęły łzy.- Nawet teraz na peronie mi to mówił. Wszystko byłoby w porządku, mogłabym go dalej olewać, gdyby nie to, że... przepraszam, nie mogę...- powiedziała i uciekła w płaczu. 
Krzyczałem, żeby czekała. Jednak jej już nigdzie nie było. Odprowadziłem moich podopiecznych do pokoju wspólnego i podałem im nowe hasło. Mam nadzieję, że sobie poradzą, bo ja sam byłem roztrzęsiony. Zabiję tego skurwysyna. Zabiję. Z takim postanowieniem ruszyłem do dormitorium. Chłopaki leżeli na łóżkach i już planowali kolejny kawał. Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl. Chociaż najpierw chciałem poznać ich strategię. 
-No panowie, co żeście wymyślili?- rzuciłem i opadłem na łóżko.
-Trzeba chyba im o nas przypomnieć, bo Filch chodził jakiś zbyt zadowolony z życia dziś. Trzeba przywrócić mu jego codzienną egzystencję, bo się jeszcze facet zamęczy.- Odparł Remus. 
Lupin niby najmądrzejszy i najbardziej ułożony z nas wszystkim a tu takie pomysły. Kto by się spodziewał po nim takiej elokwentnej, aczkolwiek mądrej wypowiedzi. W odpowiedzi, uśmiechnąłem się do nich ironicznie i chwyciłem mapę. 
-Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.- wypowiedziałem słowa i stuknąłem różdżką w jeszcze czysty pergamin, który w jednej chwili zamienił się w Mapę Huncwotów. Spojrzałem na nią odszukując dwóch nazwisk. Lily była w swoim dormitorium. Bardzo dobrze. Dorcas się nią zajmie. Jeszcze ten mały Smark, który krząta się po lochach. Oj, pożałuje on tego. Nie pozwolę, by moja Evans płakała przez niego. Nigdy więcej.
-Koniec psot.- powiedziałem i odłożyłem pergamin.- Przyjaciele, mam pomysł.
Spojrzeli na mnie z zainteresowaniem. Ciekawość zaczęła ich powoli zżerać. Lubiłem ten moment niepewności. Zacząłem udawać werbel i dopiero po chwili opowiedziałem im swój plan.

*     *     *     *     *     *     *     *     *     *

Tak o to i ukazuje się pierwszy rozdział, pierwszej części.
Miał być dużo, dużo wcześniej, ale do tej pory nie uzyskałam wyglądu nowego :c a ten co aktualnie mi służy został wypożyczony od Zaczarowanych szablonów. Dopiero ogarniam co i jak, więc nie wiem kiedy wszystko będzie dobrze grało. 
Mam nadzieję, że się podoba. 
Pozdrawiam, 
Fleur :*

Statystyka

123 Lorem ipsum

Popularne posty

Obserwatorzy