Od tego pamiętnego wieczoru wszystko się zmieniło. "Poczta pantoflowa" działa w naszej szkole bardzo sprawnie i wystarczyło, że wyszedłem na trening wieczorem, zostałem obsypany tysiącami pytać co do naszego "związku". Gdzie nie poszedłem czułem na sobie wzrok. Byliśmy sensacją. Tego się właśnie spodziewaliśmy. Nikt się nie chciał wierzyć, że i ja dam złapać się w jej sidła. Jakby tylko wiedzieli.. Ale nie mogą wiedzieć. To jest między mną a nią. Byliśmy stworzeni dla tych ról. Już trzy dni. W środę nie byliśmy na żadnych zajęciach, więc ominęły nas eliksiry, ale już dziś nie mieliśmy innego wyjścia. Nigdy nie lubiłem tych zajęć. Chcę zostać aurorem. Na szczęście, Andrea nie miała takich ambicji i nie zdawała ich na OWUTEMach. Teraz czekaliśmy z chłopakami na Slughorna, a mnie aż skręcało na widok rozweselonej Lily przy tym Smarku. Muszę z nią porozmawiać. Koniecznie. Ślimak w końcu wyłoił się zza zakrętu. Otworzył drzwi i wpuścił nas do sali. Siedziałem z Lilką i czułem się trochę nieswojo. Jakbyśmy oboje mieli na sobie maski. Czułem się trochę nieswojo w jej towarzystwie, chyba pierwszy raz w życiu. Wszyscy zaczęli robić jakiś kolejny głupi eliksir, ale ja jakoś nie mogłem się skupić. Wlałem jedynie wodę do kociołka i dorzuciłem pierwszy składnik. Tak bardzo chciałbym w końcu z nią porozmawiać. Normalnie porozmawiać. Nie odzywała się do mnie już prawie dwa tygodnie.
-Znowu przyjaźnisz ze Snape'm?- zapytałem niepewnie.
-Chyba nie powinno Cię to obchodzić.- mówiła oschle.- Pilnuj lepiej swojej Andrei.
-Czy ja dobrze słyszę nutę zazdrości w Twoim głosie?- faktycznie nie wierzyłem własnym uszom.
-Nie rozśmieszaj mnie. Po prostu już mam dość. Najpierw udajesz mojego przyjaciela, później znęcasz się, po raz kolejny, na Severusie, choć wiesz jak jest mi ciężko z tym wszystkim, wyznajesz mi miłość, a teraz kleisz się do Windson. Ogarnij się.
Po tych słowach się odwróciła i dalej warzyła swój eliksir. Miała rację. Tak bardzo chciałbym coś z tym zrobić. Być normalny. Ale teraz nie mogę się wycofać. Umowa to umowa. Później wszystko jej wyjśnię i może mi wybaczy. Z tą myślą sam wróciłem do lekcji. Ślimak krążył po klasie i sprawdzał, co stworzyliśmy. Jak zwykle wychwalał Smarkeusa i Lilkę. Na mój eliksir rzucił okiem i burknął coś, ale szybko wrócił znów do Lily. Po zajęciach w końcu mogłem trochę pomyśleć.
* * *
Ostatni trening quidditcha przed meczem z Puchonami nie był najlepszy, ale jakoś nie martwiło mnie to. Moje myśli krążyły wokół Lily i Andrei. Muszę to odkręcić. Na trybunach siedziała ta druga ze swoją przyjaciółką, której chyba nikt nie lubił. Sybilla, w okularach o szkiełkach grubości denek słoika, czytała jakąś książkę, niezbyt zainteresowana treningiem. Przez chwilę nawet, zastanowiłem się, jakim cudem udało się mojej dziewczynie ją tu zaciągnąć. Później wyskoczyłem z szatni jak poparzony i pognałem do brunetki. Podarowałem jej buziaka na powitanie.
-Musimy pogadać, koniecznie.- rzuciłem w pośpiechu i już ciągnąłem ją za rękę w stronę jakiegoś bardziej ustronnego miejsca.
Ostatecznie skryliśmy się za, tak bardzo znanymi mi, skałami. Ukucnęliśmy, jak zawsze. Dla pewności rozejrzałem się jeszcze dwa razy i użyłem Muffliato.
-Musimy to przerwać. Koniecznie.- rzuciłem bez ogródek.
-Żartujesz sobie? Sam tego chciałeś. Nawarzyłeś piwa, to teraz je wypij.- mówiła z tą swoją pewnością siebie.
-Jak długo jeszcze?- odparłem.
Wyjąłem paczkę fajek z kieszeni spodni, najpierw poczęstowałem ją, a później sam zapaliłem. Czułem się okropnie.
-Jeszcze nie wiem. Może z dwa tygodnie, może miesiąc. Poczekaj, muszę sobie znaleźć nową zdobycz.
-A jeśli znajdę Ci jakąś?- zaproponowałem.
-Zobaczymy.- rzuciła i wstała.- Jak na razie, wiesz co robić.
Oboje wyłoniliśmy się zza skał. Trzymaliśmy się za rękę i słodko się uśmiechaliśmy. Oczy wszystkich spacerujących po błoniach zwróciły się w naszą stronę. Andrea była w swoim żywiole. Zaczęła mi słodzić, ale tak głośno, żeby każdy kto przechodził obok słyszał. Jedno muszę przyznać. Aktorzy to z nas przedni. Odprowadziłem ją aż pod wieżę Ravenclawu, a sam wróciłem do swojego dormitorium. Pokój wspólny okupowali piąto- i szóstoroczni. Postanowiłem wziąć szybki prysznic, więc skorzystałem z łazienki w pokoju. Było dość późno jak kładłem się do łóżka. Chłopaki nie spali. Remus czytał jakąś książkę- zapewne się uczył. Peter łapał czekoladową żabę, a Syriusz nie robił nic. Ostatnio trochę dziwiło mnie jego zachowanie. Postanowiłem z nimi trochę pogadać.
-Chłopaki, mam pomysł.- powiedziałem i wstałem.
Wyjąłem ze swojego kufra cztery butelki piwa kremowego i podałem każdemu. Wiedzieli co to znaczy. Usiedliśmy na "gnieździe" Blacka, bo tak można było określić to, co powstało z jego posłania.
- No, braciszku, co jest?- teraz zwróciłem się jedynie do Łapy.
Potrafiłem rozpoznać każde uczucia władające nim. Od sześciu lat byliśmy sobie najbliżsi. Od roku mieszka u mnie co jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Mimo, że po ostatniej kłótni o Andrei prawie nie rozmawialiśmy, to obiecałem sobie, że wszystko wróci do normy.
-Co mam Ci powiedzieć? Chyba.. na Merlina.. zakochałem się.- powiedział i upił spory łyk piwa.
-Musimy pogadać, koniecznie.- rzuciłem w pośpiechu i już ciągnąłem ją za rękę w stronę jakiegoś bardziej ustronnego miejsca.
Ostatecznie skryliśmy się za, tak bardzo znanymi mi, skałami. Ukucnęliśmy, jak zawsze. Dla pewności rozejrzałem się jeszcze dwa razy i użyłem Muffliato.
-Musimy to przerwać. Koniecznie.- rzuciłem bez ogródek.
-Żartujesz sobie? Sam tego chciałeś. Nawarzyłeś piwa, to teraz je wypij.- mówiła z tą swoją pewnością siebie.
-Jak długo jeszcze?- odparłem.
Wyjąłem paczkę fajek z kieszeni spodni, najpierw poczęstowałem ją, a później sam zapaliłem. Czułem się okropnie.
-Jeszcze nie wiem. Może z dwa tygodnie, może miesiąc. Poczekaj, muszę sobie znaleźć nową zdobycz.
-A jeśli znajdę Ci jakąś?- zaproponowałem.
-Zobaczymy.- rzuciła i wstała.- Jak na razie, wiesz co robić.
Oboje wyłoniliśmy się zza skał. Trzymaliśmy się za rękę i słodko się uśmiechaliśmy. Oczy wszystkich spacerujących po błoniach zwróciły się w naszą stronę. Andrea była w swoim żywiole. Zaczęła mi słodzić, ale tak głośno, żeby każdy kto przechodził obok słyszał. Jedno muszę przyznać. Aktorzy to z nas przedni. Odprowadziłem ją aż pod wieżę Ravenclawu, a sam wróciłem do swojego dormitorium. Pokój wspólny okupowali piąto- i szóstoroczni. Postanowiłem wziąć szybki prysznic, więc skorzystałem z łazienki w pokoju. Było dość późno jak kładłem się do łóżka. Chłopaki nie spali. Remus czytał jakąś książkę- zapewne się uczył. Peter łapał czekoladową żabę, a Syriusz nie robił nic. Ostatnio trochę dziwiło mnie jego zachowanie. Postanowiłem z nimi trochę pogadać.
-Chłopaki, mam pomysł.- powiedziałem i wstałem.
Wyjąłem ze swojego kufra cztery butelki piwa kremowego i podałem każdemu. Wiedzieli co to znaczy. Usiedliśmy na "gnieździe" Blacka, bo tak można było określić to, co powstało z jego posłania.
- No, braciszku, co jest?- teraz zwróciłem się jedynie do Łapy.
Potrafiłem rozpoznać każde uczucia władające nim. Od sześciu lat byliśmy sobie najbliżsi. Od roku mieszka u mnie co jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Mimo, że po ostatniej kłótni o Andrei prawie nie rozmawialiśmy, to obiecałem sobie, że wszystko wróci do normy.
-Co mam Ci powiedzieć? Chyba.. na Merlina.. zakochałem się.- powiedział i upił spory łyk piwa.
Chyba każdego z nas to zdziwiło. Syriusz Black się nie zakochiwał. Nigdy. Dziewczyny wzdychały do niego, bo był nonszalancki, elegancki, urokliwy i arystokratyczny. Nie, arystokratyczny nie był. Byłby taki jakby trafił do Slytherinu jak reszta jego rodziny. Po tym jak rodzice go wydziedziczyli i nim wzgardzili, zwątpił w istnienie miłości. W końcu, dwójka ludzi, których pokochał jako pierwszych, tak go zranili. Dlatego się nie zakochiwał. Bał się kolejnego zranienia. Trochę to niewyobrażalne, że taki chłopak jak on czegoś się boi, ale to prawda.
-Ale.. przecież Ty i Dorcas już prawie nie rozmawiacie..- Peter w końcu odważył się coś powiedzieć.
Miał rację. Łapa i Meadowes nie rozmawiali ze sobą odkąd Snape wrócił do normalności. Naprawdę nie rozumiem tej dziewczyny.
-Właśnie tu jest problem. Nie wiem jak nakłonić ją, żeby chociaż ze mną normalnie pogadała. Zresztą to jest nie ważne. Odpuszczam sobie to wszystko. Biorę się za naukę, bo muszę mieć dobre wyniki z egzaminów.
Ten chłopak naprawdę nas zaskakuje. W jednej chwili zmienia się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Jeśli przez Dorcas stracę najlepszego przyjaciela, ba, jedynego brata, to nie wiem co jej zrobię.
-Nie możesz. Nie mów mi teraz, że nagle staniesz się drugą wersją Remusa, bo kto będzie robił ze mną te wszystkie najgorsze żarty? Kto będzie zmieniał medykamenty Ślimaka na płyny do kąpieli? Chyba mnie z tym samego nie zostawisz?- mówiłem błagalnym tonem.
-To Ty teraz świata nie widzisz poza swoją kochaną Andreą. Myślisz, że ona Cię kocha? Nie bądź śmieszny. Zostawi Cię, jak tylko się jej znudzisz.- wycedził oschle.
-Myślisz, że jej nie znam?! Nie będę Ci się tłumaczył z tego co robię!- wściekłem się jak nigdy.
Prawie nigdy się nie kłóciliśmy. Rozumieliśmy się jak nikt. Dziwię się, że teraz się nie domyślił. Mam nadzieję, że to tylko przez tą Dorcas. Straciłem ochotę na gadanie z kimkolwiek o czymkolwiek.
-James, Syriusz ma rację. Ostatnio to Ty nie masz dla nas czasu. Nic nam do tego, co z nią robisz, ale uważaj. Naprawdę zaczynamy się o Ciebie martwić.- powiedział Remus.
Gdyby tylko wiedzieli. Byłoby o wiele łatwiej. Teraz, jednak, upiłem trochę piwa.
-Przestań. Wiem, co robię. Zresztą... Idę spać. Jutro mecz.
Wstałem i położyłem się na swoje łóżko. Nawet zasłoniłem kotary, chociaż nigdy tego nie robimy. To była niespokojna noc. Ciągle śniły mi się jakieś głupoty.
* * *
Mecz poszedł nam dobrze. W końcu mieliśmy najlepszy skład. Chociaż na zamglonym niebie ciężko było dostrzec znicz, to jako pierwszy go znalazłem i złapałem. Andrea była jakże uradowana z tego powodu. Ostatni raz coś takiego zrobiłem. Jeśli tylko przeżyję to. Nigdy więcej paktów z diabłem. Nigdy. Pomyśleć, że jeszcze tyle czasu. Mijały dni, a ja coraz bardziej stawałem się wrakiem człowieka. Ona wypijała że mnie całą nadzieję i chęć do życia, jak dementor.
* * * * * * * * * *
Wiem, że długo nie było rozdziału, ale w końcu się pojawia. Nie jestem z niego zadowolona, chociaż wyszedł najdłuższy jaki dotychczas napisałam.
Bardzo dziękuję Kamanie za wykonanie tak pięknego wyglądu na mojego bloga.
Następny rozdział postaram się napisać do Wigilii. Będzie to mały prezent dla wszystkich wyczekujących Jily.
Pozdrawiam i do następnego :*
Jak ja lubię takie rozdziały :D
OdpowiedzUsuńNo choć Huncwoci się pokłócili lub co oni tam zrobili wyszedł bardzo fajny.
Oj tam, że nie ma tu żadnych szczegółów xD Podoba mi się taki jest taki jaki powinien być, według mnie.
Szablon bardzo mi się podoba^^
Pozdrawiam!!
Zachwyciłaś mnie tym szablonem! Jest przepiękny i świetnie oddający istotę Twojego bloga. Jestem z siódmym niebie! ;3
OdpowiedzUsuńNo cóż, dopiero teraz przekonałam się w stu procentach, jaki James jest nieporadny w uczuciach. Gubi się w nich i przy okazji niszczy samego siebie. ( Co nie zmienia faktu, że uwielbiam Andreę!) A kolejnym gwoździem do trumny okazała się być kłótnia Huncwotów (Głównie z winy Rogacza, ale jednak)... mam cichą nadzieję, że w najbliższym czasie w końcu każdy z nich przestanie na siebie nalepiać plakietkę i zrozumieją, że świat potrafi zaskoczyć... ;3
Pozdrawiam i życzę weny :*