Trwało to dłużej niż myślałem. Nie wiem, czy się przyzwyczaiłem, czy przestało mi to przeszkadzać, ale nawet nie zauważyłem, kiedy minął miesiąc, a nawet trochę więcej. Październik minął bardzo szybko. Listopad zaczął się dość chłodno. Wraz z jego początkiem czekaliśmy na kolejną pełnię, która okropnym trafem przytrafiła się właśnie dziś. Od rana cała nasza czwórka chodziła jak w zegarku, a Lunio był jak zwykle ledwo żywy. Dzień zapowiadał się bardzo dobrze. Niebo było zasłoniłete przez chmury, a wszystko do około spowiła gęsta mgła. Nawet ja miałem dobre samopoczucie. Wychodząc z transmutacji podsłuchałem kłótni Lily i Snape'a. Rozmawiali o smierciożercach. Od dawna podejrzewałem, że Smark chce do nich dołączyć, ale żeby wciągać w to Evans? Coraz bardziej dziwi mnie fakt, że mu wybaczyła. Ona taka nie jest. Jest dobra. Dobra do szpiku kości. Przecież nie mogę się mylić.
Z tą myślą, wybiegłem na błonia zaraz po lekcjach. Moi przyjaciele już na mnie czekali. To pierwsza pełnia, podczas której wychodzimy do Zakazanego Lasu. Musieliśmy wszystko dokładnie zaplanować. Poszliśmy, jak zwykle, do Wrzeszczącej Chaty. Przemiana zaczęła się zaraz po wyjściu księżyca zza chmur. Remus wydał jakoś mniej krzyków niż zwykle. Czyli faktycznie było lżej. Po dziewiątej mogliśmy spokojnie wyjść do Lasu. Nie wolno nam było pokazywać się w Hogsmeade, żeby nie wystraszyć mieszkańców, więc jedyne, co nam pozostało to wyjście pod Bijącą Wierzbą. Ja jako jedyny nie zmieściłbym się w przejściu będąc pod swoją postacią animagiczną, więc chłopaki zatrzymywali Lunatyka ile to możliwe, a ja wybiegałem na zewnątrz. Nauczenie się animagii to był najlepszy pomysł na jaki kiedykolwiek wpadliśmy. Nawet lepszy od wynalezienia Mapy. Przemieniałem się w jelenia, a chłopaki dołączali do mnie. Było niewiele po dziewiątej, kiedy spokojnie szedłem razem z Glizdkiem na karku w stronę Lasu. Remus i Łapa jak zwykle, poczuli zew natury i pognali jak szaleni. W pewnym momencie poczułem ukłucie. Peter mnie ugryzł. Nie zdążyłem nawet zrzucić go, jak zawsze, gdy zauważyłem o co chodzi. Z chatki Hagrida ktoś wychodził. Jakaś dziewczyna. Poczułem jak szczur obsuwa się z moich pleców, a ja pędem pognałem w jej stronę. Dawno nie galopowałem. Teraz dzieliła nas odległość jakiś pięciuset metrów. Zauważyłem wyłaniającego się wilkołaka zza drzew. Nie myślałem. Galop przeszedł w cwał. Teraz już potrafiłem dostrzec, że ową dziewczyną jest Lily. Nie zastanawiałem się. Odległość między nią a mną się zmniejszała, ale także między nią a Lunatykiem także. Wielki czarny pies gonił zaraz za nim, ale wątpię, żeby Syriusz dałby radę go powstrzymać. Teraz dzieliły mnie i nią zaledwie dwa metry. Mgnieniem oka je pokonałem i rogami przerzuciłem ją na swój grzbiet. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, ale ja dalej gnałem jak szalony. Musiałem przecież zapewnić jej bezpieczeństwo. Wilkołak był coraz bliżej mnie, ale ja też byłem coraz bliżej zamku. Nie zaglądałem za siebie. Wystarczył mi jedynie wyostrzony słuch, który informował mnie, że pozostawiam przyjaciela w tyle. Mimo to nie zwolniłem. Wyważyłem drzwi porożem. Już w budynku mogłem przemienić się znów w człowieka. Wrota zatrzasnąłem. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o Gryfonce. Leżała na ziemi i ledwo dyszała. Mocno poraniłem ją rogami. Zemdliło mnie. Skrzywdziłem ją. Zraniłem. Ręce zaczęły mi drżeć. Podniosłem ją, wsuwając jedną rękę pod jej kolana. Głowę oparła o mój tors. Nie mogę zanieść ją do wieży, bo jacyś Gryfoni mogą jeszcze siedzieć w pokoju wspólnym, więc ruszyłem do Skrzydła Szpitalnego. Pani Poppy, widząc nas, tylko pokręciła głową i poszła po jakieś leki. Położyłem Lily na łóżku, uprzednio zdejmując jej porwany płaszcz. Przypadkowo dotknąłem jej ran. Wydała stłumiony jęk. Pielęgniarka zaczęła się nią zajmować, że dopiero teraz mogłem przysiąść na taborecie obok łóżka i poprawić swoje okulary. Były zakurzone, więc je przetarłem. Pomfrey posmarowała rany maścią i opatrzyła, dodatkowo podała jej jakiś eliksir. Spojrzała na mnie karcącym wzrokiem.
-Remus nas gonił. Musiałem ją ratować.- powiedziałem.- Chcę z nią zostać.
-Mam rozumieć, że to Ty ją tak urządziłeś, a nie on?- spytała niepewnie.
Przytaknąłem i pozwoliła mi zostać. Sama poszła się położyć. Patrzyłem na dziewczynę, która raz po raz wykrzywiała minę z bólu. Po dziesięciu minutach się wybudziła i próbowała usiąść. Zdziwiła się na mój widok.
-Co Ty tu robisz?- spytała drżącym głosem.- Jeśli już tu jesteś to mi wyjaśnij, co się właśnie wydarzyło.
Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem. Po tylu latach, jeszcze nie wiedziała o przypadłości Remusa?
-W sumie..- zacząłem.- Mówiąc skromnie, to uratowałem Ci życie.
-Ale.. ale... jak?- pytała.- Ty byłeś tym jeleniem?
-Ciszej!- upomniałem ją.- Nie chcemy mieć nauczycieli na głowie. Chyba muszę Ci o wszystkim powiedzieć, co?
Przytaknęła ochoczo.
-Nie masz prawa nikomu mówić. To huncwocka tajemnica. Futerkowy problem Remusa.
-Czekaj.. Remus to ten wilkołak?- przerwała mi.
-Nie przerywaj mi, to Ci powiem wszystko. Tak. Lunatyk to wilkołak. Nie chcieliśmy zostawić co samego podczas przemian, więc na piątym roku nauczyliśmy się animagii. Ja jestem jeleniem, Syriusza- psem, a Peter szczurem.
-Że na to nie wpadłam. Lunatyk, bo nie wie co robi, Rogacz od jelenia, Łapa od psa, a Glizdogon od szczura. Przecież to logiczne.
-No tak. Już znasz naszą tajemnicę. Teraz, błagam, nie wychodź więcej w pełnię na błonia. Kto wie, czy następnym razem zdążę Cię uratować. Właśnie.. co tam właściwie robiłaś?
-Byłam u Hagrida. Musiałam z nim pogadać.
Zapadła cisza. Nikt z nas nie wiedział, co powiedzieć. Słowa grzęzły mi w gardle. To chyba jest jedyny odpowiedni moment. Już otworzyłem usta, ale szatynka pierwsza zaczęła.
-James, wtedy w Hogsmeade.. mówiłeś prawdę? Bo to nie tak, że Cię nie zauważam.. Ja.. To przez Severusa..
-Jak to przez niego?- nie wierzyłem własnym uszom.- Tak. To była prawda.
-Bo ja.. Ja chciałam też z niego drwić jak wy, ale.. ja byłam w nim zakochana.- nie płakała, choć łzy zaszły jej do oczu.- Gdy mi powiedziałeś.. wtedy w Hogsmeade.. co do mnie czujesz.. Byłam wściekła. Właściwie to nie wiem dlaczego. Postanowiłam przebaczyć Severusowi, bo wiedziałam, że Cię to zrani. Później zobaczyłam Ciebie takiego szczęśliwego z tą Krukonką i..- głos jej się załamał.- Uświadomiłam sobie, że nie czuję nic do Snape'a.
Nie wierzyłem własnym uszom. Ona to robiła w akcie zemsty. Tak samo jak ja. Myślałem, że nikt nie rozumuje tak jak ja. Ale.. my myślimy tak samo. Ja i Lily. Zalała mnie fala ciepła.
-I zraniło. Zraniło tak mocno, że postanowiłem podpisać pakt z diabłem. W akcie zemsty związałem się z Andreą. Po kilku dniach próbowałem to odkręcić, ale umowa z nią to coś gorszego niż przysięga wieczysta. Ona tu rozdaje karty i nie muszę czekać, aż ona skończy ten teatrzyk. Tak bardzo żałuję..
-Czyli wy tak naprawdę nie jesteście razem?
-No i znasz moją kolejną tajemnicę. Tylko ani słowa nikomu. Wiesz, jak długo musieliśmy starać się, żebyście nam uwierzyli.- mówię i demonstracyjnie wzdycham.
Mimo woli oboje zaczynamy się śmiać. Fajnie tak z nią pogadać. Tak normalnie. Próbowałem połączyć koniec z końcem.
-Czekaj.. Nie rozumiem jednego... Dlaczego widząc mnie z Windson uświadomiłaś sobie, że nie czujesz nic do Smarka?
-Bo.. o niego nie byłam nigdy tak zazdrosna jak o Ciebie przez ten miesiąc. Teraz to i Ty znasz moje tajemnice.
-Lily.- jedyne co potrafiłem z siebie wydusić.
Przysunąłem się delikatnie ze swoim taboretem. Połączyliśmy nasze palce ze sobą. To najszczęśliwsza chwila ze wszystkich, jakie kiedykolwiek przeżyłem. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższy czas. Czyli, jednak mam szansę na miłość, prawdziwą miłość. Pozostaje jeszcze sprawa Andrei, ale nie chciałem o tym teraz myśleć. Teraz liczy się tylko Lily. Moja Lily.
-Remus nas gonił. Musiałem ją ratować.- powiedziałem.- Chcę z nią zostać.
-Mam rozumieć, że to Ty ją tak urządziłeś, a nie on?- spytała niepewnie.
Przytaknąłem i pozwoliła mi zostać. Sama poszła się położyć. Patrzyłem na dziewczynę, która raz po raz wykrzywiała minę z bólu. Po dziesięciu minutach się wybudziła i próbowała usiąść. Zdziwiła się na mój widok.
-Co Ty tu robisz?- spytała drżącym głosem.- Jeśli już tu jesteś to mi wyjaśnij, co się właśnie wydarzyło.
Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem. Po tylu latach, jeszcze nie wiedziała o przypadłości Remusa?
-W sumie..- zacząłem.- Mówiąc skromnie, to uratowałem Ci życie.
-Ale.. ale... jak?- pytała.- Ty byłeś tym jeleniem?
-Ciszej!- upomniałem ją.- Nie chcemy mieć nauczycieli na głowie. Chyba muszę Ci o wszystkim powiedzieć, co?
Przytaknęła ochoczo.
-Nie masz prawa nikomu mówić. To huncwocka tajemnica. Futerkowy problem Remusa.
-Czekaj.. Remus to ten wilkołak?- przerwała mi.
-Nie przerywaj mi, to Ci powiem wszystko. Tak. Lunatyk to wilkołak. Nie chcieliśmy zostawić co samego podczas przemian, więc na piątym roku nauczyliśmy się animagii. Ja jestem jeleniem, Syriusza- psem, a Peter szczurem.
-Że na to nie wpadłam. Lunatyk, bo nie wie co robi, Rogacz od jelenia, Łapa od psa, a Glizdogon od szczura. Przecież to logiczne.
-No tak. Już znasz naszą tajemnicę. Teraz, błagam, nie wychodź więcej w pełnię na błonia. Kto wie, czy następnym razem zdążę Cię uratować. Właśnie.. co tam właściwie robiłaś?
-Byłam u Hagrida. Musiałam z nim pogadać.
-James, wtedy w Hogsmeade.. mówiłeś prawdę? Bo to nie tak, że Cię nie zauważam.. Ja.. To przez Severusa..
-Jak to przez niego?- nie wierzyłem własnym uszom.- Tak. To była prawda.
-Bo ja.. Ja chciałam też z niego drwić jak wy, ale.. ja byłam w nim zakochana.- nie płakała, choć łzy zaszły jej do oczu.- Gdy mi powiedziałeś.. wtedy w Hogsmeade.. co do mnie czujesz.. Byłam wściekła. Właściwie to nie wiem dlaczego. Postanowiłam przebaczyć Severusowi, bo wiedziałam, że Cię to zrani. Później zobaczyłam Ciebie takiego szczęśliwego z tą Krukonką i..- głos jej się załamał.- Uświadomiłam sobie, że nie czuję nic do Snape'a.
Nie wierzyłem własnym uszom. Ona to robiła w akcie zemsty. Tak samo jak ja. Myślałem, że nikt nie rozumuje tak jak ja. Ale.. my myślimy tak samo. Ja i Lily. Zalała mnie fala ciepła.
-I zraniło. Zraniło tak mocno, że postanowiłem podpisać pakt z diabłem. W akcie zemsty związałem się z Andreą. Po kilku dniach próbowałem to odkręcić, ale umowa z nią to coś gorszego niż przysięga wieczysta. Ona tu rozdaje karty i nie muszę czekać, aż ona skończy ten teatrzyk. Tak bardzo żałuję..
-Czyli wy tak naprawdę nie jesteście razem?
-No i znasz moją kolejną tajemnicę. Tylko ani słowa nikomu. Wiesz, jak długo musieliśmy starać się, żebyście nam uwierzyli.- mówię i demonstracyjnie wzdycham.
Mimo woli oboje zaczynamy się śmiać. Fajnie tak z nią pogadać. Tak normalnie. Próbowałem połączyć koniec z końcem.
-Czekaj.. Nie rozumiem jednego... Dlaczego widząc mnie z Windson uświadomiłaś sobie, że nie czujesz nic do Smarka?
-Bo.. o niego nie byłam nigdy tak zazdrosna jak o Ciebie przez ten miesiąc. Teraz to i Ty znasz moje tajemnice.
-Lily.- jedyne co potrafiłem z siebie wydusić.
Przysunąłem się delikatnie ze swoim taboretem. Połączyliśmy nasze palce ze sobą. To najszczęśliwsza chwila ze wszystkich, jakie kiedykolwiek przeżyłem. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższy czas. Czyli, jednak mam szansę na miłość, prawdziwą miłość. Pozostaje jeszcze sprawa Andrei, ale nie chciałem o tym teraz myśleć. Teraz liczy się tylko Lily. Moja Lily.
* * * * * * * * * *
Wiem. Miało być w czwartek, ale dopiero teraz miałam czas.
Rozumiecie, święta, przygotowania, goście i takie inne głupotki.
Wybaczcie, mam nadzieję, że nadrobiłam. Od dawna chciałam ten rozdział dodać.
Mam nadzieję, że się podoba :)