Tej nocy byłem tak podekscytowany, że nie mogłem zasnąć. Dopiero około drugiej, może trzeciej udało mi się. Nie wiem czy bardziej cieszyłem się na wyjście z Lily czy ujrzenie Smarka pod działaniem amortencji. Obudziłem się dopiero około dziesiątej. Mimo późnej pory, to nie wstałem jako ostatni. Remus i Peter jeszcze smacznie spali. Założyłem okulary i dosiadłem się do Syriusza, który aktualnie przeglądał mapę. Czułem potrzebę rozmowy z nim.
-Przyjacielu, powiedz mi szczerze, podoba Ci się Dorcas? Czy tylko lgniesz do niej, dlatego że Cię odepchnęła?
Łapa uśmiechnął się, odłożył pergamin i wstał. Rzuciłem mu pytające spojrzenie.
-Znasz mnie. Jest bardzo ładna. Możliwe, że najładniejsza. A ja... chyba się zmieniam. Ona.. jest intrygująca. Nie wiem co, ale coś mnie do niej ciągnie... Tak, chyba mi się podoba.- odparł i zaczął się ubierać.
Wstałem i zacząłem robić to samo. Może, nie można tego było nazwać rozmową, ale nam to zdecydowanie wystarcza. Zawsze jak chcemy szczerze pogadać to, to tak wygląda. Założyłem pierwszą lepszą koszulę w kratkę i jeansy. Black zrobił podobnie. Razem wyszliśmy z dormitorium. W pokoju wspólnym było kilka osób. Przywitaliśmy się, rzucając krótkie "cześć" i poszliśmy dalej. Przechodząc przez Grubą Damę liczyliśmy, że natkniemy się na Snape'a, który chciałby wyznać miłość mojemu kumplowi, ale tak się nie stało. Gdy dotarliśmy do Wielkiej Sali, uświadomiliśmy sobie, że tu też go nie ma. Korciło mnie, żeby wyśmiać Smarka, ale nigdzie go nie spotkaliśmy. Dosiedliśmy się do dziewczyn, które chyba już kończyły jeść.
-Cześć, laski!- przywitał się Łapa.- Co z Was takie poranne ptaszki?
-Normalnie.- odparła szorstko Dorcas.- Jakie jest prawdopodobieństwo, że dasz mi dziś spokój i zapomniałeś o tej chorej randce?
Syriusz zaczął udawać zamyślonego i liczył coś palcem w powietrzu. Po chwili odparł.
-Z moich obliczeń wynika, że żadne.
Zaczął się droczyć z brunetką. Popatrzyłem na pozostałą dwójkę dziewczyn. Postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze. Nie byłbym sobą, gdybym tego nie zrobił. Uśmiechnąłem się i poprawiłem okulary.
-Lily, może jak już Łapa umówił się z Dorcas, to Ty umówisz się ze mną? Marlena mogłaby iść z Peterem..- zacząłem, ale zauważyłem niezadowolenie na jej twarzy.- No, proszę.
-Daruj sobie. Ciesz się, że w ogóle z wami idziemy.- odparła.
Święta trójca najpiękniejszych Gryfonek wstała i odeszła od stołu. Zapewne ruszyły do wieży Gryffindoru. Nieodmiennie zaskakuje mnie ich przyjaźń. Marlena McKinnon, piękna blondynka. Uważana za najładniejszą dziewczynę w szkole. Słodka, niewinna, urocza. Można przyrównać ją do małego kociaka. Możliwe, że nie jeden do niej wzdycha. Dorcas Meadowes, równie śliczna brunetka. Tajemnicza, groźna, nieobliczalna. Siała postrach. Gdyby Sami-Wiecie-Kto ją znał to chciałby ją w swoich szeregach. Jest zupełnym przeciwieństwem Marleny, mimo to były najlepszymi przyjaciółkami. Lily Evans, najpiękniejsza z wszystkich. Inteligentna, urocza, trochę wredna. Mimo wszystko- idealna. Zawsze trochę odstawała od reszty. Wiecznie z nosem w książkach. Gdy czytała coś ważnego, wykrzywiała lekko usta w słodki grymas. Nie potrafiłbym sobie wyobrazić życia bez niej. Przecież do siebie pasujemy.
Zjedliśmy śniadanie i mieliśmy już wstawać od stołu, gdy dołączyli pozostali. Widocznie byli ze sobą pokłóceni. Spojrzałem znacząco na Łapę.
-Ja biorę Remusa a Ty Petera.- powiedziałem.
Ten tylko przytaknął. Zawsze to ja z nich dwóch najlepiej dogadywałem się z Lunatykiem. Mimo to, za najlepszą przyjaciółkę uważał Lily. To jej się zawsze zwierzał. Czułem się trochę zazdrosny. Tylko nie wiem o kogo bardziej. Nigdy nie widziałbym Lupina z Evans jako para. Po prostu nie. On nie byłby w stanie mi tego zrobić. Teraz zastanawiało mnie o co znowu im poszło. Rzadko kiedy się kłóciliśmy. We czwórkę byliśmy bardzo zżyci i nie robiliśmy sobie wyrzutów za byle co. To musiało być cod poważnego. W ciszy poczekaliśmy aż zjedzą. Glizdek prawie nic nie tknął. Czyli było bardzo źle. Jako pierwszy podniósł się z miejsca. Syriusz ruszył za nim i razem wyszliśmy z sali. Wiedziałem, że poszli do dormitorium, więc poprosiłem Remusa, żeby poszedł że mną na błonie. Wychodząc z zamku poczułem lekki powiew zimnego powietrza. Wrześniowe słońce nie grzało już tak jak wcześniej. Szliśmy powoli.
-Luniek, co się stało? O co pokłóciłeś się z Peterem?- zapytałem niepewnie.
Wiedziałem, że nie chce o tym rozmawiać, ale nie chciałem odpuścić. Musimy znać obie wersje.
-Chyba nie chcę o tym gadać, James.
-Mi możesz wszystko powiedzieć, przecież wiesz. Zależy mi, żebyśmy byli jak bracia. Żeby było dobrze.
-James, jak Ty byś się czuł... Albo inaczej... Dlaczego tak nienawidzisz Snape'a? Przecież nic Ci nie zrobił.
Czułem, że ta rozmowa biegnie w złym kierunku, mimo to postanowiłem brnąć.
-To chyba logiczne. Byłem zazdrosny. Nadal jestem. Jestem cholernie zazdrosny o Lily. Nie potrafię.. Zresztą nieważne. Co to ma wspólnego z Peterem i Tobą?- zapytałem, nie chcąc dalej mówić o swoich uczuciach.
-Właśnie. Zazdrość. Mi.. Ja.. Ja zakochałem się z Marlenie. No i Peter też. Zaczęliśmy się kłócić. On powiedział...- nagle przerwał i przygryzł wargę.- Powiedział, że ona nigdy nie chciałaby takiego potwora jak ja.- Z jego oczu popłynęły łzy.
Szybko go przytuliłem. Byłem wściekły na Glizdka. Jak on mógł coś takiego powiedzieć. Jak mógł zranić Remusa w tak okropny sposób. Przyjaciele tak nie robią.
-A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ma rację.- mówił przez szloch.
-Nawet tak nie mów. Dobrze wiesz, że to nieprawda. Powiedział tak, bo był zdenerwowany. Wiem, to go nie usprawiedliwia, ale zrozum.. Wiem jak się czuje. Wiem jak Ty się czujesz. No, nie płacz już.- odparłem i poklepałem go pocieszająco po plecach.
Razem ruszyliśmy w znane nam dobrze miejsce. Za skały, które są zaraz za bijącą wierzbą, a przed Zakazanym Lasem. Ukucnęliśmy, a ja wyjąłem paczkę papierosów. Może trochę to nie pasujące do nas. Bawiliśmy się w mugolskie używki. Wiedziałem jak pocieszyć przyjaciela. Jedynie Peter nie palił.
-Wiesz, moim zdaniem, masz większe szanse u McKinnon niż Peter.- rzuciłem.
Może było to nie fair w stosunku do drugiego Huncwota, ale musiałem jakoś poprawić humor Luńkowi. Nie lubiłem, gdy był smutny. Dopaliliśmy i wróciliśmy do zamku. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy na zegarku wybiło południe. Za godzinę byliśmy umówieni z dziewczynami. Postanowiliśmy wziąć prysznic. W końcu każdy z nas chciał wypaść jak najlepiej. W dormitorium czekali już na nas Black i Pettigrew. Glizdogon przeprosił Remusa. Czułem, że nie było z własnej nieprzymuszonej woli. Mój brat kazał mu to zrobić. Byłem pewny. Mimo to, Lupin wybaczył mu te okropne słowa. Wiedziałem, że nie będzie jak dawniej dopóki obaj kochają tą samą dziewczynę. Nie myśląc o tym długo ruszyłem do łazienki.
* * * * * * * * * *
Jestem taka okrutna i nie dałam Wam tu wyczekiwanych "randek" XD
Nadal trochę suche, ale obiecuję, że już od następnego zacznie się akcja i to tak na dobre. Muszę się jakoś powoli wprowadzić w częste pisanie i dlatego to tak.
Mam nadzieję, że się podoba, bo pisałam go dwa razy :)
Pozdrówka,
Fleur :*